Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2014

Tata

Opowiem dziś o moim tacie. O tym, jak ważne dla mnie było, jaki był i ważne jest do dzisiaj, jaki jest. Ponieważ ojcowie nie zdają sobie sprawy z tego, kim są. Przez okres najwcześniejszego dzieciństwa tatę miałam głównie na zdjęciach. Wynikało to głównie z tego powodu, że pracował daleko od domu. Kiedy przeglądam stare zdjęcia mam wrażenie, że te najwcześniejsze wspomnienia istnieją w mojej pamięci tylko dzięki fotkom. Oprócz jednego czy dwóch. Pierwsze - z działki na Otolińskiej w Płocku. Była późna wiosna, a może początek lata. Może lato. Na działce stała zielona budka z narzędziami. Tata ją otwierał, wybierał odpowiedni sprzęt, a ja dostawałam małe-duże grabki. Były małe dla osoby dorosłej, a dla takiego 4-5-letniego człowieka miały wymiar idealny. Pamiętam, jak naśladowałam ruchy taty, gdy sam zgrabiał zeschłe liśce czy resztki kwiatów lub owoców. Trochę marudził, że przeszkadzam, ale wcale się tym nie przejmowałam. Powietrze wypełniał przejmujący zapach. To były białe goździki. P...

Mój największy w życiu zawód

Obraz
Miałam wtedy jakieś 16-17 lat. Miałam jeden niebezpieczny nałóg: czytanie. Literatura, po którą sięgałam kształtowała moje wyobrażenie o świecie. Książki były dla mnie tym, czym współcześnie jest internet. Miałam półkę ulubionych pozycji i ulubionych autorów. Na pierwszym miejscu: Jules Verne, dzieła wszystkie. Tzn. wszystkich na pewno nie przeczytałam, ale miałam pokaźny zbiór, a znałam wszystko, co zostało wtedy na język polski przetłumaczone. Na drugim miejscu Antoine de Saint-Exupery. Też wszystko, choć w absolutnej czołówce (chyba nawet przed Vernem) były dwie pozycje "Mały Książę" oraz "Ziemia, planeta ludzi". Na trzecim miejscu Ten, Którego imienia przez kilkanaście lat nie chciałam wymawiać. Oraz kilka tomików poezji - Szymborska, Broniewski, Pawlikowska-Jasnorzewska, Słowacki, Gałczyński - w tej kolejności wtedy (Poświatowską poznałam ciut później i zajęła medalowe miejsce) i jeszcze "Słoneczniki" Snopkiewicz, choć to nie poezja. To byli autorzy, ...

Grunt to konkret

Koniec roku szkolnego u własnych dzieci to jedno. Nerw to troszku kosztuje. Wycieczek do szkół. Sprawdzania Librusa z dziennikiem papierowym. Logowania się na różne dziwactwa i zliczania punktów to z tego, to z owego, prawie jak z nowej matury, żeby się zorientować, co po gimnazjum. Drugie to własna praca, w której dzieci tyż. I to najmłodsze. Taka mała szarańcza, która wymaga ogarniania non stop, ponieważ w przeciwnym wypadku sieje spustoszenie wszędzie, wdzierając się w zakamarki i panosząc się. W dodatku panoszenie się wcale nie przeszkadza bez  przerwy zadawać pytania. I teraz będzie krótko i konkretnie. W pracowni, gdzie prowadzę zajęcia jest ręczna prasa do drukowania grafiki z blatem ciężkim jak szlag. Ktoś ją rozkręcił rano, choć zwykle jest ściśnięta, żeby małolatów nie kusiło kręcenie. I taki trzy-czterolatek nagle rączką machnął i się okazało, że się kręci. I stwierdził, że niech się kręci. Skoczyłam jak lwica, zatrzymując koło i blat o milimetry przed wysunięciem się spod w...

Lektura na wakacje, która na pewno pomoże

Obraz
Nie tylko Chuda  przypomniała mi delikatnie, że wakacje już za chwilę. Wykruszają się moi uczniowie z zajęć. Lato za oknem. Placówki organizują wycieczki, zielone szkoły lub po prostu wyganiają młodzież na szkolne boiska i place zabaw, żeby swobodnie ogarniać Librusa  czy inne dzienniki, ponieważ właśnie zaczął się najtrudniejszy okres w rocznym cyklu pracy nauczycieli. Ktoś mnie zapytał niedawno "Co robicie z dziećmi w wakacje?", przyprawiając mnie o opad szczęki. Jak to, co robimy? Jesteśmy z nimi więcej jakby. I mniej nerwowo, bo bez szkoły. Poznajemy nasze latorośle  na nowo, podziwiając jak się zmieniły od poprzedniego lata. Wam też to polecam. Może drżycie przed dniem, w którym szkoły i przedszkola zamkną swoje podwoje na co najmniej półtora miesiąca. Nie trzeba. W antologii "Macierzyństwo bez lukru, cz.3" rodzice-blogerzy (a wśród nich i mamaszóstki) piszą na różne tematy, ale wszystkie są uniwersalne. Wszyscy jesteśmy rodzicami, nawet jeżeli wiele nas różni...

Nie wchodzę w paradę

Obraz
Każdy ma prawo manifestować swoje poglądy w sposób, który mu odpowiada. Mnie nie kusi paradowanie,  a zwłaszcza takie, które ma na celu udowodnić coś, czego nie ma. Niezależnie od poglądów. W Polsce nie ma równości. Nie tylko między, za przeproszeniem, "normalnymi" a przedstawicielami LGBTI. Nie ma równości z zasady. Ważne jest dążenie do niej. Przecież to oczywiste, że każdy postrzega świat inaczej, z własnego punktu widzenia. Mam wrażenie, w moim kraju punktem honoru jest opowiedzieć się po którejś ze stron: zwolenników lub przeciwników. Czegokolwiek. Katastrofy smoleńskiej. Niepełnosprawnych. Chorych psychicznie. Homoseksualistów. Aborcji. Partii jednej czy drugiej. Okręgów jednomandatowych. Sześciolatków w szkołach. Znaczenia lewo- lub prawobrzeżnej Warszawy. Pragi Północ lub Południe. Feministek . Takiej czy innej narodowości. Wolności wyznania. Braku wyznania. Artystów. Dziennikarzy. Rodzin wielodzietnych. Rodzin małodzietnych. Wolnych związków. Wieku emerytalnego. Podn...

Prawo wyboru

Urodziłam się feministką. Takie są moje podejrzenia. A może po prostu tak zostałam wychowana. Pamiętam delikatne napomnienia babci i dziadka, że "dziewczynce nie wypada bawić się samochodami, bawić się żołnierzykami, łazić po drzewach, brudzić się, mieć poobijane nogi" - ale jednocześnie nikt mi niczego nie zabraniał. Po prostu wiedziałam, że dziewczynki to damy, mają pięknie wyglądać i pachnieć, lecz mnie ta wizja specjalnie nie pociągała. Miałam wybór, więc czasami wybierałam spodnie, towarzystwo kolegów z podwórka i łażenie po drzewach i piwnicach, a innym razem - spódniczkę i towarzystwo koleżanek, piknik na kocyku na trawie za blokiem i babskie sprawy. W pewnym momencie  prawie wszystkie moje koleżanki miały adoratorów, a ja nie. Ja zakochiwałam się w nauczycielach, ponieważ chłopcy byli, moim zdaniem ... za dziecinni. Oraz mieli przechlapane. Z jakichś niezrozumiałych dla mnie powodów nie mogli odmówić spróbowania fajek, innych używek oraz gdy była szansa na poprawę oce...

Zasłużona nagroda

Piątkowy maraton wypadków rozpoczął się dość nieoczekiwanie. Starszy z młodszych jako ten DUŻY, tudzież prawie dziesięcioletni, uzyskał niedawno przywilej samodzielnego wracania ze szkoły do domu. Stresu kosztuje mnie to dużo, choć do placówki raptem 10-15 minut spacerkiem. I jedna ulica z tramwajami do przejścia. Ze światłami i przejściem dobrze oznakowanym. I w takim miejscu przejście, że kierowcy się zatrzymują. Ale mamyszostki serce szaleje, kiedy młodzież ma być, a jej nie ma.  Niby siedzę w domu, ale jestem nieobecna. Patrzę na zegarek coraz bardziej nerwowo. Doliczam minuty na obiad, pogaduchy z kumplami. W końcu nie wytrzymuję i dzwonię do szkoły, a wtedy  8-O okazuje się, że młody wyszedł z niej dawno. Starsza siostra, która później kończy lekcje, powiadomiona przez rodziców o zaginięciu przemierza trasę szkoła-dom z zakamarkami oraz przeprowadza wywiad środowiskowy, zakończony informacją, że brat ostatnio widziany był 5 minut od domu w towarzystwie jednego z przyjaciół.  Mama...

W rankingu

Nie jest łatwo znaleźć się w rankingu wśród najlepszych uczniów/studentów. Mamaszostki musiała czekać z tym do studiów. Najstarsza z Szóstki - do gimnazjum. Młodsza - do wyników sprawdzianu szóstoklasisty. A kiedy nauczyciele gratulują - z jednej strony radość, duma, szczęście - a z drugiej wdzięczność dla wszystkich, którzy się do tego przyczynili. Bezpośrednio lub pośrednio, kiedy rodzice wredni byli. Babci. Prababci. Ciociobabci. Nauczycielom. Oraz wszelkim okolicznościom przyrody i nie tylko. Nad motywacją panów pracujemy rodzinnie. Wszystko przed nami.

Złe wychowanie

Obraz
Jestem złym rodzicem. Złą matką, konkretnie - pomyślałam, oglądając wczoraj "Uwagę". http://uwaga.tvn.pl/65628,news,,pozwal_rodzicow_za_zle_wychowanie,reportaz.html Wzięłam na jedną szalę moją i męża batalię o to, by nasze dzieci -  każde z nich - czuły się indywidualnością, choć skromnymi środkami finansowymi. By umiały się zachować w różnych sytuacjach godnie. By umiały się ubrać, kiedy wymagają tego okoliczności. By miały książki, ubrania, buty i opiekę lekarską. By miały komu się zwierzyć, kiedy rodzice są wredni - a oznacza to dobry kontakt z babcią, dziadkiem, ciocią, wujkiem. By wiedziały, że lekarz to nie cudotwórca, ale człowiek, który wie, jak co w organizmie działa. By dbały o zęby, ponieważ stałe są tylko jedne. By wiedziały, że rodzice dają wszystko, co są w stanie dać, nawet kosztem zdrowia, życia, własnych marzeń. Wspólne gotowanie, zachęcanie do pomocy, takiej naturalnej. A na drugą - stan konta.  Czas. Czasy. Wrażliwość własną. Idealizm. Surowość czasami lub ...

ZOO, ale nie z o.o.

Obraz
Żeby wycieczka z Najmłodszymi do zoo z okazji Dnia Dziecka była przyjemnym wypadem a nie wtopą należało wszystko dobrze zaaranżować. Plan był taki: pobudka o szóstej trzydzieści, kto nie wstaje - nie idzie, a wymarsz o ósmej, najpóźniej ósma trzydzieści. Odwrót w południe. Tymczasem. Rodzice byli nieco wczorajsi, ale usprawiedliwieni - raz na kilka miesięcy spotkanie ze znajomymi też im się należy. W dodatku Najstarszego należało odebrać z balu gimnazjalnego w środku nocy. Najmłodsi zjawili się u małżeńskiego łoża w ten słoneczny niedzielny poranek gdzieś w okolicach piątej. Wypadało przytomnie się zachować, życzenia złożyć i od razu działać. 6.00 - śniadanko pierwsze: płatki z mlekiem. Ocena pogody, wybór strojów na wycieczkę, 7.00 -toaleta poranna. Trochę przedłużona. 8.00 - śniadanko drugie: kiełbaski z patelni. Kanapki i picie uszykowane na wycieczkę, 8.30 spacer z psem. Korekta strojów, bo wieje. 9.00 uprzedzenie drogiej Młodzieży, że wyruszamy. Oczekiwanie na potwierdzenie, że ko...

Dlaczego Dzień Dziecka

Dziś będzie o Dniu Dziecka refleksyjnie. Na każdy oczekują z biciem serca. Dla młodszych waga tego święta konkuruje z Bożym Narodzeniem: nie dość, że tu nie o Dzieciątko chodzi, a o nich samych, czyli jedyne namacalne jestestwo jakie znają, to jeszcze okoliczności przyrody uprzyjemniają czas: ciepło, często pogodnie, a ponieważ koniec wiosny, to uroczo i  zielono. My, rodzice, też czekamy. Z zawartością portfela przeznaczoną na spełnianie zachcianek. Na spędzenie czasu z progeniturą w inny sposób niż zwykle. Podobnie babcie, dziadkowie, ciocie, wujkowie. To ma być święto spełniania dziecięcych marzeń. Nie pochwalam pajdokracji. Ale to Dziecko czyni nas Rodzicami. Nie przez przypadek data wypada między Dniem Matki a Dniem Ojca. Jak się dobrze zastanowić, najpierw jest Matka, która przez kilka dobrych miesięcy dojrzewa cieleśnie i emocjonalnie, czując każdą cząstką siebie rozwijające się w niej NOWE ŻYCIE. Zanim progenitura pojawi się na świecie, tylko Ona, wsłuchana w siebie wyczuwa cor...