Tata

Opowiem dziś o moim tacie. O tym, jak ważne dla mnie było, jaki był i ważne jest do dzisiaj, jaki jest. Ponieważ ojcowie nie zdają sobie sprawy z tego, kim są.

Przez okres najwcześniejszego dzieciństwa tatę miałam głównie na zdjęciach. Wynikało to głównie z tego powodu, że pracował daleko od domu. Kiedy przeglądam stare zdjęcia mam wrażenie, że te najwcześniejsze wspomnienia istnieją w mojej pamięci tylko dzięki fotkom. Oprócz jednego czy dwóch.

Pierwsze - z działki na Otolińskiej w Płocku. Była późna wiosna, a może początek lata. Może lato. Na działce stała zielona budka z narzędziami. Tata ją otwierał, wybierał odpowiedni sprzęt, a ja dostawałam małe-duże grabki. Były małe dla osoby dorosłej, a dla takiego 4-5-letniego człowieka miały wymiar idealny. Pamiętam, jak naśladowałam ruchy taty, gdy sam zgrabiał zeschłe liśce czy resztki kwiatów lub owoców. Trochę marudził, że przeszkadzam, ale wcale się tym nie przejmowałam. Powietrze wypełniał przejmujący zapach. To były białe goździki. Pamiętam jak dziś, jak ukucnęłam przed jasnoturkusową kępką i wdychałam zapach niedużych białych kwiatów. Tata zauważył to i zapytał, czy mi się podobają. Od tej pory język kwiatów był naszą największą nicią porozumienia. Fiołki i krokusy, goździki i frezje. Zawsze wiedział, które kwiaty lubię. Na tym nie koniec. Nauczył mnie pewnej sztuczki: jak zrywać pokrzywy tak, aby się nie poparzyć. Poskromiwszy pokrzywy, poskramiałam strach.

O drugim już pisałam tu . Nigdy nie zapomnę tego uczucia spokoju i szczęścia, tej radości w głębi duszy, że tata nie gniewa się, tylko troskliwie otula mnie przemoczoną i skostniałą. Do tej pory czuję dotyk i zapach jego futrzanej czapki.

Od kiedy tata pracował w Płocku tych wspomnień jest znacznie więcej. Te udokumentowane zdjęciami przeplatają się z tymi, których nie sfotografował nikt. Nie da się przecież uwiecznić na fotce uczuć. Nie da się zapisać na zdjęciu dumy, kiedy tata powiedział, że ładnie w czymś wyglądam. Ani jego spokoju, kiedy przyznałam się do jedynej w mojej edukacji dwójki na półrocze. W liceum. Z fizyki. Zapytał tylko, czy czegoś nie rozumiem. Odpowiedziałam, że fizyki nie lubię, że nie widzę jej praktycznego zastosowania i to mnie męczy. Opowiedział parę anegdot o swojej nauce. Zrobiło mi się lżej. Zaczęłam uczyć się systematyczniej. Wiedziałam już, że ten etap trzeba przejść, a potem fizyka nie musi już być mi do niczego potrzebna. Poczucie wspólnoty uczyniło cud.

Najpiękniejsze chwile z tatą to te, kiedy byliśmy sami. A było ich wiele, choć niewiele. Wspólnie spędzona w domu połowa jednych wakacji, kiedy mama wyjechała z siostrą i bratem. Te krótkie momenty, gdy tata mnie podwoził - z dworca, na dworzec lub do Warszawy. Jego opowieści o dzieciństwie. Czas, kiedy mogłam mu pomagać w jego pracy geodety - trzymać taśmę mierniczą lub szukać schowanych w trawie słupków granicznych. I przede wszystkim to, że jemu mogłam zwierzyć się ze wszystkiego.

Część tych naszych chwil świadomie lub nieświadomie aranżowała mama. Inne wynikały z jakiegoś porozumienia bez słów. Dziś myślę sobie, że tata starał się być takim ojcem, jakiego sam nie miał, ponieważ jego rodziców rozdzieliła wojna. I jeszcze jedno. Tata nigdy mnie nie skarcił. Sam wychowany bez przemocy pokazywał, że można zachować spokój. Choć wiem, jak okazywał złość. Nerwowo prztykał palcami. Wiedziałam wtedy, że przegięłam. I to wystarczyło.

Myślę, że nasi mężczyźni często nie dostrzegają tego, kim są. A do dzisiejszego wpisu zmobilizowała mnie lektura tego artykułu.

Komentarze

  1. Świetny wpis. Masz rację, ojcowie często nie zdają sobie sprawy jaki wpływ mają na swoje pociechy a takie chwile spędzone tylko z ojcem są bezcenne dla dziecka:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Po prostu trzeba ich wychować ;) Z całym szacunkiem :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jeszcze jeden żonkil, czyli ... gdybym znała Kadisz

W rankingu

Inny świat