Nie wchodzę w paradę

spojrzenie na swiat

Każdy ma prawo manifestować swoje poglądy w sposób, który mu odpowiada. Mnie nie kusi paradowanie,  a zwłaszcza takie, które ma na celu udowodnić coś, czego nie ma. Niezależnie od poglądów.

W Polsce nie ma równości. Nie tylko między, za przeproszeniem, "normalnymi" a przedstawicielami LGBTI. Nie ma równości z zasady. Ważne jest dążenie do niej. Przecież to oczywiste, że każdy postrzega świat inaczej, z własnego punktu widzenia.

Mam wrażenie, w moim kraju punktem honoru jest opowiedzieć się po którejś ze stron: zwolenników lub przeciwników. Czegokolwiek. Katastrofy smoleńskiej. Niepełnosprawnych. Chorych psychicznie. Homoseksualistów. Aborcji. Partii jednej czy drugiej. Okręgów jednomandatowych. Sześciolatków w szkołach. Znaczenia lewo- lub prawobrzeżnej Warszawy. Pragi Północ lub Południe. Feministek . Takiej czy innej narodowości. Wolności wyznania. Braku wyznania. Artystów. Dziennikarzy. Rodzin wielodzietnych. Rodzin małodzietnych. Wolnych związków. Wieku emerytalnego. Podniesienia lub obniżenia podatków. Zapłodnienia in vitro. Możecie wpisać tu dowolny problem, sens wypowiedzi się nie zmieni.

Jest mi przykro, że ważne stało się, by uwidocznić konflikt, bić pianę, afiszować się, wykorzystać do własnych celów, a potem wycofać się po angielsku, kiedy temat przestaje być nośny. Jeżeli problem jest, trzeba się nim zająć. Wysłuchać argumentów jednej i drugiej strony. Przeanalizować je. Znaleźć rozwiązanie. Kompromisowe. Na tyle dyplomatyczne, by zarówno zwolennicy jak i opozycjoniści czuli, że na tym skorzystali.  To jednak wymaga nie tylko paradowania przed kamerami lub uczestniczenia w debacie telewizyjnej, ale przede wszystkim myślenia. I pracy.

Wetknięcie kija w mrowisko jest czasami potrzebne. Choćby po to, by przebudować struktury, które stały się bezużyteczne. Choćby po to, by skonstruować coś na nowo. Lepiej. Mądrzej. Korzystniej. Bez sensu jest płakać nad rozlanym mlekiem. Trzeba posprzątać.

Nie biorę udziału w politycznym pogrywaniu. To nie sport, gdzie kibicujemy drużynie. To nie mecz ani parada.  To nasze życie, a w nim chodzi o to, by trwało. I aby chciało się żyć. Ci, którzy mają odwagę mieć własne zdanie, prędzej czy później stają się niewidzialni. Przezroczyści. Nieistotni. Nieistniejący. Wybierają pracę, a nie lans. Po cichu zmieniają świat opisując jego zawiłości i szukając rozwiązań. Po to, by ktoś, wymachując przed kamerą książką lub artykułem, szufladkował ich poglądy w zależności od modnych tej wiosny przekonań.

Komentarze

  1. Zawsze się zastanawiam, gdzie w tym wszystkim jest miejsce na.. bycie po prostu człowiekiem. I szacunek. Szacunek to moje ulubione słowo.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jeszcze jeden żonkil, czyli ... gdybym znała Kadisz

W rankingu

Inny świat