Dlaczego Dzień Dziecka
Dziś będzie o Dniu Dziecka refleksyjnie.
Na każdy oczekują z biciem serca. Dla młodszych waga tego święta konkuruje z Bożym Narodzeniem: nie dość, że tu nie o Dzieciątko chodzi, a o nich samych, czyli jedyne namacalne jestestwo jakie znają, to jeszcze okoliczności przyrody uprzyjemniają czas: ciepło, często pogodnie, a ponieważ koniec wiosny, to uroczo i zielono.
My, rodzice, też czekamy. Z zawartością portfela przeznaczoną na spełnianie zachcianek. Na spędzenie czasu z progeniturą w inny sposób niż zwykle. Podobnie babcie, dziadkowie, ciocie, wujkowie. To ma być święto spełniania dziecięcych marzeń.
Nie pochwalam pajdokracji. Ale to Dziecko czyni nas Rodzicami.
Nie przez przypadek data wypada między Dniem Matki a Dniem Ojca. Jak się dobrze zastanowić, najpierw jest Matka, która przez kilka dobrych miesięcy dojrzewa cieleśnie i emocjonalnie, czując każdą cząstką siebie rozwijające się w niej NOWE ŻYCIE. Zanim progenitura pojawi się na świecie, tylko Ona, wsłuchana w siebie wyczuwa coraz wyraźniejsze sygnały obecności nowego Człowieka. Często od samego początku, od chwili dla innych niezauważalnej, niewyczuwalnej staje się Matką Odpowiedzialną Fizycznie i Emocjonalnie za Dziecko. Nawet jeśli sama jeszcze tego nie czuje. Jej zdrowie, stany emocjonalne, to co je i pije - wszystko staje się budulcem. Mądry lekarz prowadzący ciążę pyta: "A co pani czuje? Czy coś panią niepokoi?"
Dzień narodzin to koniec i początek. Koniec bycia Matką Ukrytą. Choć przez całą ciążę myślała o Nim, troszczyła się, podglądała na USG jak wygląda i jak się czuje - dopiero teraz uderza ją gigantyczna fala emocji. DZIECKO. Początek istnienia Nowego Obywatela. A dla Niej - początek bycia Królową Matką. Tylko Ona, zrośnięta z Nim przez 9 miesięcy, dzieląca z Nim wszystkie stany i uczucia WIE, czego Ono potrzebuje. Może uczy się Go słuchać, odczytywać Jego sygnały - kiedy Mu dobrze, kiedy źle, kiedy jest głodne, kiedy zmęczone - ale nikt inny lepiej tego nie potrafi. Ono słuchało wielu dźwięków, lecz najbliższy Mu jest i tak odgłos bicia Jej serca. Inni mogą doradzać, służyć pomocą, bagażem swoich doświadczeń i wiedzy, ale to Ona WIE. Może czuć się zagubiona. Niepewna. Zaszczuta. Lecz jest Królową. Jego Królową. Jeszcze przez długie lata.
Ojciec staje się Ojcem dopiero w dniu narodzin. Ja wiem, że to niesprawiedliwe. Że niejeden gada do brzucha, głaszcze, rozpieszcza przyszłą mamę. Ale Ojcem czyni go dopiero moment narodzin. I namacalny, gotowy Młody Człowiek. Oraz Jego Królowa. Od tej chwili może być nawet Królem. Władcą, który stoi na straży miru domowego. Władcą, od którego wiele teraz zależy. Władcą, który uczy się słuchać. Oraz rządzić. I współrządzić. Mądrym Królem, który prowadzi dobrą politykę wewnętrzną i zewnętrzną, by zachować równowagę.
Dlatego świętujemy Dzień Dziecka. Ponieważ dzieci uczą nas tego, czego nie nauczyliśmy się wcześniej :)
Na każdy oczekują z biciem serca. Dla młodszych waga tego święta konkuruje z Bożym Narodzeniem: nie dość, że tu nie o Dzieciątko chodzi, a o nich samych, czyli jedyne namacalne jestestwo jakie znają, to jeszcze okoliczności przyrody uprzyjemniają czas: ciepło, często pogodnie, a ponieważ koniec wiosny, to uroczo i zielono.
My, rodzice, też czekamy. Z zawartością portfela przeznaczoną na spełnianie zachcianek. Na spędzenie czasu z progeniturą w inny sposób niż zwykle. Podobnie babcie, dziadkowie, ciocie, wujkowie. To ma być święto spełniania dziecięcych marzeń.
Nie pochwalam pajdokracji. Ale to Dziecko czyni nas Rodzicami.
Nie przez przypadek data wypada między Dniem Matki a Dniem Ojca. Jak się dobrze zastanowić, najpierw jest Matka, która przez kilka dobrych miesięcy dojrzewa cieleśnie i emocjonalnie, czując każdą cząstką siebie rozwijające się w niej NOWE ŻYCIE. Zanim progenitura pojawi się na świecie, tylko Ona, wsłuchana w siebie wyczuwa coraz wyraźniejsze sygnały obecności nowego Człowieka. Często od samego początku, od chwili dla innych niezauważalnej, niewyczuwalnej staje się Matką Odpowiedzialną Fizycznie i Emocjonalnie za Dziecko. Nawet jeśli sama jeszcze tego nie czuje. Jej zdrowie, stany emocjonalne, to co je i pije - wszystko staje się budulcem. Mądry lekarz prowadzący ciążę pyta: "A co pani czuje? Czy coś panią niepokoi?"
Dzień narodzin to koniec i początek. Koniec bycia Matką Ukrytą. Choć przez całą ciążę myślała o Nim, troszczyła się, podglądała na USG jak wygląda i jak się czuje - dopiero teraz uderza ją gigantyczna fala emocji. DZIECKO. Początek istnienia Nowego Obywatela. A dla Niej - początek bycia Królową Matką. Tylko Ona, zrośnięta z Nim przez 9 miesięcy, dzieląca z Nim wszystkie stany i uczucia WIE, czego Ono potrzebuje. Może uczy się Go słuchać, odczytywać Jego sygnały - kiedy Mu dobrze, kiedy źle, kiedy jest głodne, kiedy zmęczone - ale nikt inny lepiej tego nie potrafi. Ono słuchało wielu dźwięków, lecz najbliższy Mu jest i tak odgłos bicia Jej serca. Inni mogą doradzać, służyć pomocą, bagażem swoich doświadczeń i wiedzy, ale to Ona WIE. Może czuć się zagubiona. Niepewna. Zaszczuta. Lecz jest Królową. Jego Królową. Jeszcze przez długie lata.
Ojciec staje się Ojcem dopiero w dniu narodzin. Ja wiem, że to niesprawiedliwe. Że niejeden gada do brzucha, głaszcze, rozpieszcza przyszłą mamę. Ale Ojcem czyni go dopiero moment narodzin. I namacalny, gotowy Młody Człowiek. Oraz Jego Królowa. Od tej chwili może być nawet Królem. Władcą, który stoi na straży miru domowego. Władcą, od którego wiele teraz zależy. Władcą, który uczy się słuchać. Oraz rządzić. I współrządzić. Mądrym Królem, który prowadzi dobrą politykę wewnętrzną i zewnętrzną, by zachować równowagę.
Dlatego świętujemy Dzień Dziecka. Ponieważ dzieci uczą nas tego, czego nie nauczyliśmy się wcześniej :)
Piekne przemyslenia. Chociaz ja nie jestem zwolenniczka tego typu swiat - dzien dziecka, Matki, Ojca, Kobiet... Moze zabrzmi to banalnie, ale staram sie tak zyc, zeby kazdy dzien byl swietem. Nie udaje sie codziennie, ale czesto. Od nas zalezy atmosfera w domu, od nas wszystkich. Przypominam o tym codziennie i fajnie to wychodzi..
OdpowiedzUsuń