Kino, obcasy i sukienki
Może to jest dziwne, ale wcześniej o tym nie myślałam. Nie aż tak. Bycie matką oznacza wyrzeczenie się jakiejś cząstki siebie. Bardzo osobistej. Prawa do samotności na przykład. Albo do noszenia ulubionych szmatek, bucików i biżuterii. Do własnych pasji i zainteresowań. Pół biedy, gdy człowiek sobie tego prawa świadomie odmawia, przeprowadzając zdrową kalkulację. Gorzej, gdy zmaga się z tym codziennie, ucieka do łazienki, gdzie i tak znajdą go małe istotki - i to prędzej niż się spodziewa. Albo jak ja - udając, że to nic, przemyka obok luster, unikając ich odbicia, bo przecież ta osoba, która z nich patrzy to na pewno ktoś inny, nikt, z kim się utożsamiamy. - Mamo, dlaczego nie mamy lustra w przedpokoju? Milczałam. Ten rok rozpoczęliśmy niezwykle: od rodzinnego wypadu do kina. Nie wszyscy w nim uczestniczyli, ale i tak było fajnie. I zrozumiałam, jak dawno w kinie nie byłam. I jak bardzo mi tego brakowało. I że już tak być nie musi. Potem przyszło długo wyczekiwane lato. Zawartość szaf...