Dzień dobry, czy mogę sfotografować klamkę?

Działo się to pod sam koniec wakacji, po późnym śniadanku w słoneczne przedpołudnie, kiedy w domowy rozgardiasz dźwięków i przemieszczanych przedmiotów wdarł się dzwonek do drzwi. O tej porze można spodziewać się jedynie sąsiadki, listonosza lub dozorczyni - w sprawach mniej lub bardziej codziennych, toteż gdy młoda, nieznana osoba za drzwiami zapytała uprzejmie:
- Dzień dobry, czy mogę sfotografować państwa klamkę? - mowę odjęło mi na dłuższą chwilę.
I stojąc tak ze szczęką rozwartą w najwyższym zdumieniu, usiłowałam zebrać tysiące myśli w jakąś jedną sensowną, gdy dziewczyna powtórzyła pytanie. Myśli przez głowę przemierzają z prędkością bliską, jak przypuszczam, prędkości światła, lecz sztuką jest zaregować z refleksem, co niekoniecznie mi się udało, lecz jakimś cudem, zdołałam przeanalizować wartki potok słów dziewczęcia, zachwalającego uroki starych drewnianych klatek schodowych na warszawskiej Pradze, rozpływającego się w komplementach na temat profesjonalnie oczyszczonych zdobionych drzwi drewnianych ( mój pan mąż uczciwie na te komplementy zasłużył, drugie już wakacje pieczołowicie ściągając warstwy farb i brudu, które pokryły te drzwi w ciągu stulecia) oraz rzadko spotykanej klamki mosiężnej, by wydedukować, że młoda dama potrzebowała fotografii rzeczonej klamki do pracy, którą pisała. Nie sposób było odmówić!
Studentka historii sztuki, którą zaprosiłam do obejrzenia również rysunku parkietu oraz oryginalnych secesyjnych kafli na piecu, który piecem już de facto nie jest, lecz pięknym ozdobnikiem, wzbudziła zainteresowanie nie tylko na przemian obszczekującego ją nieufnie i przyjaźnie psa, jak również, wyległej ze swoich pokoi młodzieży, którą zwykle trudno wywabić czymkolwiek, gdy konkuruje się z laptopem lub komputerem. Gość z uśmiechem sfotografował i klamkę i piec, podziękował, po czym, po krótkiej wymianie zdań na temat historii sztuki zdobniczej, zniknął tak prędko, jak się pojawił. Jeden z gimnazjalistów, wciąż nie pojmując euforii rodziców, których przepełniała radość, że wreszcie znalazł się w ich pobliżu ktoś, podobnie jak oni, dostrzegający wartość artystyczną zwykłych przedmiotów, zapytał z niedowierzaniem:
- To tylko o to chodziło tej pani? Żeby sfotografować klamkę???

Na szczęście przed końcem wakacji syn zdążył historyczne zaległości nadrobić, zwiedzając ze mną kamienicę Dybicza, również na warszawskiej Pradze. Oczarowany widokiem rzeźbionych amorków, kolorowych malowideł, chyba wreszcie inaczej spojrzał na dzielnicę, w której mieszkamy.
To bardzo cenne :) Zwłaszcza, że wszelkie media wspominając o Pradze i jej potrzebach wolą przedstawiać ją w stereotypowy sposób http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,14436152,Ratusz_ma_nowy_priorytet__odnowic_Prage__Beda_pieniadze.html#TRLokWarsTxt

Komentarze

  1. Rzeczywiście propozycja była nieco zaskakująca. Aż mi się śmiać zachciało.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jeszcze jeden żonkil, czyli ... gdybym znała Kadisz

W rankingu

Inny świat