Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2013

Gdy koniec roku się zbliża

Do jednych wcześniej, do innych później, ale nagle dociera do juniorstwa, że oceny będą na świadectwie.  I że świadectwo to jakiś kwit ważny, bo pyta o niego babcia i prababcia, nie wspominając już o tym, że rodzice analizują jego  treść, a następnie wszystkie druki pieczołowicie wkładają w koszulki, wpinają do teczek. Taaa,  zdarza się im nawet z bezczelnością księgowego  świadectwo sprzed roku wyjąć i porównać na oczach delikwenta/tki. Ale najpierw trzeba ten kwit mieć. Na szkolnych zebraniach robi się tłoczniej. Po powrocie idą w ruch podręczniki, zeszyty, zaczyna się mozolne oddzielanie ziarna od plew. Na gimnazjalistę młodszego niespodziewanie spadają błyskawiczne korepetycje z fizyki: matka zrzuca piórnik z szafy i mierzy czas, a potem pyta, co by się stało, gdyby szafa oraz piórnik były na Księżycu. Zbita z tropu odpowiedzią rysuje postać na kartce, a potem wystrzeliwujące z niej wektory sił. Każe się wyuczyć wzorów, robi jedno zadanie na pokaz  i opowiada o swojej ignorancji dl...

Po burzy

- Weź termiczną reklamówkę i pomóż tacie z zakupami. 15-latek wraca nabzdyczony. Zapomniał reklamówki, siada w swoim pokoju. Kategorycznie odmawia ponownego wyjścia. We mnie wrze. W nim też. Rzucamy grochem o ścianę. I ja i on. Zegar beznamiętnie odlicza upływające minuty. Za chwilę spóźnię się do pracy. Na usta cisną się *&%^*!!! i inne takie... W końcu młody z wielka łaską przekracza próg. Biegnę do pracy. Co za ulga! Godzina babrania się w papier-mache z dziesięciolatkami, a potem próba przedstawienia. Wieczorem wracam odprężona, a po drodze przypomina mi się, że konflikt w toku. A właściwie dwa, ponieważ dwoje najstarszych zdążyło się już pożreć między sobą. Wchodzę do jaskini lwa. Bez krzyku. Tłumaczę, co mnie zdenerwowało i dlaczego. Oraz, że pamiętam, jak to jest mieć lat 15 czy 16 i zły dzień. Napomykam między tym i owym, że sprawił mi przykrość. Trochę opowiadam o stresie maturzystki, i próbuję uczulić brata dorosłej, że nie jest łatwo podejmować najważniejsze decyzje, że ...

Nie doceniam telewizji

Pisałam, że w podwórku po drugiej stronie ulicy zbudowano filmową atrapę fragmentu Warszawy z 1944 roku?  Na najbliższej przecznicy też. Malowniczy widok, za serce chwyta, naprawdę. A film ma tytuł "Miasto 44" . Przeglądając pocztę po kilkudniowej przerwie widzę maila od przyjaciela, który wie jak mamęszóstki podejść, zaczynając od słów "Gwiazdo filmowa" , a główny nacisk kładąc na info, że płacą. Nie wiem, czy za statystowanie, czy za coś więcej, ale na chwilę się zatrzymałam na mailiku takim ciepłym. A może by tak spełnić marzenie z nastoletnich lat? Gdzieś pozostały okruchy tamtej dziewczynki we mnie :D Ale przed kamerą tu i tam się bywało. Bardziej reportażowo i dokumentalnie. I szczerze powiem - nigdy się w TV nie oglądałam. Zapominałam gdzie i kiedy emisja programu, traktując to dość obojętnie. Po przeanalizowaniu rzeczywistości, w jakiej żyjemy uznałam, że to nie było profesjonalne. Obiecuję, że nadrobię. Jeśli znów gdzieś wystąpię, obejrzę sama i się pochwa...

Borderline strikes back

Przyszedł maj, nie ma lekko. Najstarsza latorośl zaczyna po raz pierwszy rozliczać się z dojrzałości. Myślami wracam do swojej matury - u mnie też kasztany ledwo zdążyły :) Starszy z młodszych jakby wydoroślał. Po naprostowaniu młodemu ścieżek w temacie znaczenia Komunii świętej, poczułam w pierwszej chwili, że sobie głównie ulżyłam, ale widać, że nie tylko. "Mamo, mamo, dostałem dzisiaj dwie uwagi, ale i dwie pochwały też!" Sprawdzam dzienniczek - zgadza się (uwagi za spacerowanie po klasie oraz brak linijki nie mogą zrównać się z pochwałą za aktywność oraz pracę na lekcji) Praca jakoś się kręci, mimo, że laptopa brak doskwiera. A, jeszcze gimnazjalistom szlaban założony na korzystanie z elektroniki do czasu poprawy średniej w szkole. Niby wszystko w porządku, nawet moja alergia w miarę opanowana, leki najnowszej generacji działają super. A tu jak nie huknie! Znaki zapytania w oczach dzieci. Dezorientacja. W jednej chwili staję się winna wszystkich grzechów ludzkości. Na zwy...

KILKA KAWAŁKÓW DUSZY

W pewnych wcieleniach dzielimy się. Tak samo jak kryształy, gwiazdy, komórki czy rośliny, dzielą się nasze dusze. Dusza zamienia się w dwie, każda z nich w następne dwie, i tak, na przestrzeni kilku pokoleń zostaliśmy rozrzuceni po wielu zakątkach Ziemi. […] Jeśli jest im dobrze, i my jesteśmy szczęśliwi. Jeśli jest im źle, przejmujemy, czasem nieświadomie, część ich bólu. P. Coelho, „Brida” Na pewno zdarzyło się każdemu doświadczyć deja vu . Czasami jest to miejsce, które wydaje się znajome, czasami sytuacja, którą odbieramy jak przeżytą już kiedyś, czasami są to słowa, które brzmią znajomo. Niekiedy w zupełnie nieznanym i pozornie zwykłym miejscu zaczynamy doświadczać silnych emocji – najczęściej niewytłumaczalnego strachu, rzadziej wszechogarniającej euforii – którym poddajemy się, bez uzasadnionej przyczyny. Może tak jak nasze ciała pozostawiają na długi czas ślad wyczuwany przez psy, ludzkie emocje wywierają silny wpływ na miejsce i zapisują w nim jakiś przekaz, który jest wyraźn...

NIE

Mamo, kupisz ... (tu wstawić dowolny przedmiot)? Potrzebuję nowego laptopa... Czy dostanę komórkę? Odpowiedź od tygodni jest jedna, niezmienna i konsekwentna. Nie chodzi nawet o budżet. Tylko o smutny los gadżetów, na których widok robi mi się dziwnie. Pudełko wymieszanych puzzli. Połamane drewniane kredki. Drogie jak pieron Bionicle - stwory budowane ze specjalnych części, teraz pogubione, zdekompletowane. Elektroniczne zabawki rozebrane na części. Kosz pluszaków, na których testowano wchłanianie tuszu z poniszczonych flamastrów. Jeden wielki groch z kapustą w pojemnikach na zabawki, mimo konkretnego przeznaczenia: niebieskiego na klocki drewniane, czerwonego na bionicle, zielonego na lego, kartonu na karty. Przegrzebujemy się w nich na zmianę, pomagając najmłodszym: ja, tataszóstki, starsi, dziewczynki. - Co dostanę na prezent na Komunię? Ponoszą mnie nerwy. Jesteśmy w sklepie, wszędzie półeczki oznakowane zdjęciami z dziećmi w komunijnych strojach i czerwonym napisem "Komunia...

TEŻ RODZINKA I TEŻ .PL

Awaria laptopa ma swoje pozytywne strony. Szczególnie, gdy laptop ów jest podstawowym narzędziem pracy. I gdy jego brak, jak każda sytuacja ekstremalna, wymaga natychmiastowego podejmowania decyzji w sprawach bardzo istotnych. Nie po raz pierwszy okazuje się, że rodzina to bardzo przyjazna społeczność.  A brak laptopa daje szanse spojrzenia na życie od innej strony.   Po pierwsze praca. Jak jej nie było, tak nie było, a gdy się znalazła, to w kilku źródłach. Mama szóstki miota się między jednym a drugim. Druga praca jest zdalna - bez sprzętu ani rusz.  Komp-emeryt charczy. Laptop starszego gimnazjalisty trochę pomaga. Odzyskiwanie z pamięci haseł do skrzynek pocztowych i stron okazało się niezłym wyzwaniem, ale powiodło się.   Po drugie, w tym oderwaniu się od normalności, niespodziewanie odkrywamy jakieś zapomniane zdjęcia i robimy sympatyczną rodzinną sesję wspomnieniową - tym razem zatytułowaną "Londyn 2011". Wychodzą na jaw szczegóły, o których nie wspominaliśmy wcześniej...