Gdy koniec roku się zbliża
Do jednych wcześniej, do innych później, ale nagle dociera do juniorstwa, że oceny będą na świadectwie. I że świadectwo to jakiś kwit ważny, bo pyta o niego babcia i prababcia, nie wspominając już o tym, że rodzice analizują jego treść, a następnie wszystkie druki pieczołowicie wkładają w koszulki, wpinają do teczek. Taaa, zdarza się im nawet z bezczelnością księgowego świadectwo sprzed roku wyjąć i porównać na oczach delikwenta/tki. Ale najpierw trzeba ten kwit mieć. Na szkolnych zebraniach robi się tłoczniej. Po powrocie idą w ruch podręczniki, zeszyty, zaczyna się mozolne oddzielanie ziarna od plew. Na gimnazjalistę młodszego niespodziewanie spadają błyskawiczne korepetycje z fizyki: matka zrzuca piórnik z szafy i mierzy czas, a potem pyta, co by się stało, gdyby szafa oraz piórnik były na Księżycu. Zbita z tropu odpowiedzią rysuje postać na kartce, a potem wystrzeliwujące z niej wektory sił. Każe się wyuczyć wzorów, robi jedno zadanie na pokaz i opowiada o swojej ignorancji dl...