Borderline strikes back

Przyszedł maj, nie ma lekko.
Najstarsza latorośl zaczyna po raz pierwszy rozliczać się z dojrzałości. Myślami wracam do swojej matury - u mnie też kasztany ledwo zdążyły :)

Starszy z młodszych jakby wydoroślał. Po naprostowaniu młodemu ścieżek w temacie znaczenia Komunii świętej, poczułam w pierwszej chwili, że sobie głównie ulżyłam, ale widać, że nie tylko. "Mamo, mamo, dostałem dzisiaj dwie uwagi, ale i dwie pochwały też!" Sprawdzam dzienniczek - zgadza się (uwagi za spacerowanie po klasie oraz brak linijki nie mogą zrównać się z pochwałą za aktywność oraz pracę na lekcji)

Praca jakoś się kręci, mimo, że laptopa brak doskwiera. A, jeszcze gimnazjalistom szlaban założony na korzystanie z elektroniki do czasu poprawy średniej w szkole.

Niby wszystko w porządku, nawet moja alergia w miarę opanowana, leki najnowszej generacji działają super. A tu jak nie huknie!

Znaki zapytania w oczach dzieci. Dezorientacja. W jednej chwili staję się winna wszystkich grzechów ludzkości. Na zwykłe straszaki odnośnie wieku, urody, wykształcenia, pracy nie reaguję. Na focha pt. "Idę do pracowni" wzruszam ramionami. Przeczytałam gdzieś, że tylko człowiek z silną osobowością jest w stanie wytrzymać ciągłe te gwałtowne zmiany nastroju. Do czasu. Widocznie taką mam. Nie wiem, na jak długo.

Najstarszy ze spaceru z psem przynosi gałązki bzu i kasztanowca. Na sercu robi się cieplej. Rozmawiamy o dziewczynach i kwiatach :) A potem trochę o czasach komuny, bo nam dwojgu zawsze się jakieś historyczne dygresje zdarzają :) Albo prawnicze.

Wściekłe pomruki borderlinera traktuję chłodno. Może zbyt chłodno - nie wiem. Gdziekolwiek bym nie poczytała w źródłach - zawsze jestem na straconej pozycji. Pozostaje mi cieszyć się tym, co mam.

Odrzuca wszystkich i wszystko, ale zawsze jest jakaś jedna szczególna ofiara, winna wszelkiemu złu tego świata. Zafiksowany na tym, nakręca się. Wkurzony, że ofiara się nie daje, szpera dalej, drze po duszy. Póki co nie wie, gdzie najbardziej boli. Ale kiedyś może znaleźć ten słaby punkt. Nie wiem, co wtedy.

Tu i tam coraz więcej ludzi, z którymi mam kontakt, jakieś bliższe koleżeńskie stosunki. Od czasu do czasu odezwie się jakaś bratnia dusza z przeszłości. I rodzina - o krok, o spojrzenie. To moje zaplecze.

Borderlinerzy starają się ograniczyć kontakty swoich partnerów. Moich się nie da ;) A nawet jeśli, to nie na długo. Przeczekam główne uderzenie, a potem wracam. Wiem, że bez nich nie dałabym sobie rady, potrzebne jest czasem człowiekowi inne spojrzenie, inna perspektywa, żeby potem z nowym zapasem sił ruszyć dalej w ten kierat.

Z drugiej strony, BPDowcy też mają przechlapane. Stabilność w braku stabilności? Efektywność w pracy tylko w momentach zagrożenia? Żadnej systematyczności, planów, wszystko na żywioł? Życie w ciągłym strachu, że wszystko się urwie, skończy... Też mu ciężko. Gdy coś się nie powiedzie, zawsze stara się palić za sobą mosty. Odrzuca przyjaźń tych, przed którymi nie udało mu się wykazać, albo jak mu się wydaje, został ośmieszony. Nawet z błahego powodu. Ograniczam liczbę wspólnych znajomych. Z dawnych niewielu już pozostało.

Dobrze, że jest artystą. Wszystko można zwalić na karb nadwrażliwości. Prawie wszystko.

Postawiłam granicę. Strzegę. Za nas dwoje. On nie potrafi.

Komentarze

  1. Dziękuję, Anetko. Naprawdę wiele dla mnie znaczy to, że jesteś na internetowe wyciągnięcie ręki :) Dzieki <3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jeszcze jeden żonkil, czyli ... gdybym znała Kadisz

W rankingu

Inny świat