Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2015

Halloween zakazane

Obraz
Jedna rzecz mnie zastanowiła tej jesieni, w związku ze zmianami politycznymi, niewykluczona. Halloween może zostać zakazane, ponieważ niesie ze sobą niejasny przekaz. Jest tam coś o diable, śmierci i czarownicach, więc na pewno jest złe. Bo przecież niewielu ludzi wie, że charakter tego święta jest narzucony po części chrześcijańską i w dodatku katolicką tradycją. I niewielu wie, że kolebką Halloween była Europa, a nie Ameryka.  Ani, że  nazwa tego święta to w tłumaczeniu "Wigilia Wszystkich Świętych". Bez wątpienia święto to ma pochodzenie pogańskie, przedchrystusowe  i związane jest z celtycką tradycją świętowania końca roku, który nadchodził wraz z równonocą jesienną. Gdy zagoniono wszystkie stada pod dach, zebrano z pól plony, przychodził czas zabawy - 31 października. Był to  wielki festiwal życia i radości oraz święto plonów - Samhain -czerwony jak krew, płomienny jak ogień. Rytualnie ubijano zwierzęta, które mogły zimy nie przetrwać, ale póki co  mogły nakarmić świętuj...

Omacek

Obraz
Z czasów swoich nastoletnich pamiętam pytanie mojego brata, zbierającego wówczas pierwsze własne plony czytania ze zrozumieniem: - Co to jest omacek? - Omacek? Gdzie usłyszałeś takie słowo? - naszą mamę na chwilę zamurowało. - O, tu jest napisane: "szli po omacku".   Otóż kochani, ja dzisiaj od rana po owym omacku chodzę i odczuwam go wszystkimi zmysłami.  Jedną z moich słabości jest minus sześć: mam doskonały wzrok pod warunkiem, że nie przyglądam się niczemu, co mam dalej niż 20 cm od czubka nosa. Kocham swoje okulary. Zawsze długo wybieram oprawki, szkła, ubezpieczam na wypadek, traktuję jak biżuterię i oddaję należny szacunek. Upraszczając - bez drugiej pary oczu ślepa komenda jestem i już.  Tymczasem w zimne i deszczowe środowe popołudnie, podczas warsztatów językowo-plastycznych, które prowadzę w jednym z warszawskich domów kultury, coś drgnęło mi na nosie, usłyszłam charakterystyczny dźwięk i na krótką chwilę zaniemówiłam w połowie czytanego dzieciom opowiadania. Lewa ...

Śpiewająco: Dzień Edukacji Narodowej okiem mamy szóstki

Dawno, dawno temu, kiedy mamaszóstki jeszcze mamą nie była wcale, trafiła jej się praca na kursach języka angielskiego dla dzieci. I choć mogła zostać stewardessą, asystentką, sekretarką, bizneswoman, to zielona wtedy z pedagogiki jak trawa na wiosnę, ale zachwycona magiczną mocą kaganka oświaty, została nauczycielką. Początkowo bez żadnego przygotowania pedagogicznego, ale szukając własnej drogi, mozolnie pokonywała i pokonuje zawodowe trudności. Po dwudziestu kilku latach uczenia studentów, biznesmenów i ich dzieci, pracowników bibliotek oraz młodzieży szkolnej w każdym wieku, od stycznia tego roku wróciła do uczniów, którzy pisać jeszcze nie potrafią. Właściwie - niewiele w ogóle potrafią - gdyby ktoś uparł się, żeby oceniać. Są to dzieci w wieku niewinnym, które przyszły do placówki, wcale nie z własnej woli, by powoli poddawać się kształtowaniu... W placówce jak jest, nie każdy widzi. Za sprawą reformy i wytycznych, język angielski jest obowiązkowy dla dzieci pięcioletnich, któryc...

Imigrant, czyli terrorysta z bananem i czekoladą

Poszłyśmy sobie we dwie z Mi na zakupy. Generalnie zakupów nie znoszę, ale wyjście z jednym dzieckiem to jest super sprawa: czas tylko dla nas, na rozmowy, śmiechy, wygłupy i poważne tematy.  Po prawie dwóch godzinach w Tesco, imaginujcie sobie, okazało się, że wózek full, a my bez butów, po które między innymi, wyszłyśmy. Ale jest przy Tesco taki outlet, gdzie już nie raz kupiłam za grosze obuwie oryginalne i z klasą. Ruszyłyśmy tam rączo przymierzać, co nam do kreacji na rodzinną uroczystość* miało pasować. Do sklepu chwilę przed nami weszła muzułmańska rodzina: żona, mąż i synek w wieku 9-10 lat. W ciągu 10 sekund  Mi (lat 14 i pół) obrzucila krytycznym wzrokiem półki i stosy pudełek i stwierdziła, że nic dla niej nie ma, ale natychmiast nawiązała kontakt wzrokowy ze śniadym małolatem. Młodemu muzułmaninowi z miejsca objawił się stuprocentowy banan na twarzy.   Rodzinka zachowywała się w sposób klasyczny: mąż usiadł na ławce, w pobliżu drzwi, żona wpadła w szał przymierzania, a dzie...

Z pamiętnika wrednej żony, czyli elektroniczne zaloty

Scenka w jednym akcie, góra dwóch. Mąż, czyli błogosławione pokłosie chromosomu Y, namiętnie studiuje Twarzoksiążkę. Wredna żona, czyli diabelski pomiot chromosomu X, dotknięta co najmniej kilkoma plagami egipskimi (zapalenie zatok, praca, koniec miesiąca, czyli czas, kiedy trzeba porobić przelewy) usiłuje skupić się na literkach na ekranie laptopa. X: Możesz tak głośno nie klikać? Wyłączyć dźwięki? Y: Nie klikam, tylko uczę się posługiwać urządzeniem. X - zamyka sprzęt, decyduje się odłożyć płatności na później, w końcu nauka to potęgi klucz. A oprócz tego jest jeszcze szlachetne zdrowie. Nakrywa się kocem i zapada w drzemkę. Y: Czy jest jakiś sposób, żeby usunąć pod postem komentarz, którego się nie chce? X (spod koca): Uhm... tak. Y (uzyskawszy wsparcie od młodszego pokolenia): To mi się podoba. Jakiś czas później. Y: Ciekawi mnie, dlaczego, jak ty cokolwiek umieszczasz na fb, nikt tego nie komentuje. X (spod koca, wyrwana z drzemki): Nie bardzo mam czas ogarniać fb. Y: U mnie ludzi...