Imigrant, czyli terrorysta z bananem i czekoladą
Poszłyśmy sobie we dwie z Mi na zakupy. Generalnie zakupów nie znoszę, ale wyjście z jednym dzieckiem to jest super sprawa: czas tylko dla nas, na rozmowy, śmiechy, wygłupy i poważne tematy.
Po prawie dwóch godzinach w Tesco, imaginujcie sobie, okazało się, że wózek full, a my bez butów, po które między innymi, wyszłyśmy. Ale jest przy Tesco taki outlet, gdzie już nie raz kupiłam za grosze obuwie oryginalne i z klasą. Ruszyłyśmy tam rączo przymierzać, co nam do kreacji na rodzinną uroczystość* miało pasować.
Do sklepu chwilę przed nami weszła muzułmańska rodzina: żona, mąż i synek w wieku 9-10 lat. W ciągu 10 sekund Mi (lat 14 i pół) obrzucila krytycznym wzrokiem półki i stosy pudełek i stwierdziła, że nic dla niej nie ma, ale natychmiast nawiązała kontakt wzrokowy ze śniadym małolatem. Młodemu muzułmaninowi z miejsca objawił się stuprocentowy banan na twarzy.
Rodzinka zachowywała się w sposób klasyczny: mąż usiadł na ławce, w pobliżu drzwi, żona wpadła w szał przymierzania, a dzieciak szwędał się po całym sklepie, szukając rozrywki, ewentulanie czasami przysiadał obok taty, czekającego z anielską cierpliwością na zarządzającą zakupami kobietę.
Moje dziecko, wyczerpane przymierzaniem i wyborami, sięgnęło z głodu i znużenia po pudełko nabytych wcześniej czekoladek, zwanych przez nas kinderkami. I wtedy:
- Aaa, szukuleda**! - pisnął donośnie i radośnie dziewięciolatek z drugiego końca sklepu, skupiając na sobie uwagę zarówno sprzedawców, jak i kupujących.
Mi zastygła na chwilę z pudełkiem kinderków w dłoni. Ja zastygłam z jedną balerinką na nodze. Muzułmanka zastygła przy pudłach z butami.
Tę ciszę mogła przerwać tylko eksplozja lub jakaś dynamiczna akcja. Która nastąpiła, oczywiście. Bo Mi (ta, która tydzień wcześniej wzdragała się na słowo "islam", kojarzące się jej z gwałceniem sześcioletnich dziewczynek) wyciągnęła w stronę chłopca dłoń z czekoladkami. Chłopiec podszedł do niej i poczęstował się jednym kinderkiem. A potem pobiegł do ławeczki i usiadł obok ojca. Choć czekoladka zniknęła w jego ustach w mgnieniu oka, to nawijał coś intensywnie, demonstrując papierek jako dowód.
Gdy wychodziłyśmy, nabywszy jedynie po parze***, bo oczywiście dla Mi też się obuwie znalazło, młody muzułmanin pomachał nam na pożegnanie z bananem na twarzy jeszcze bardziej wyrazistym. Ojciec też nam się przyglądał i raczej nie zamierzał gwałcić za europejskie stroje. Ja wam mówię, czekolada łagodzi obyczaje. W każdej kulturze. Wiem, co mówię
________
* chrzciny bratanka mojego
** nie gwarantuję, że to tak brzmiało, ale podobnie
*** tak, były tam szpilki w kolorze royal blue, satynowy połysk, cuuudne. Przymierzyłam, ale za duże. Pech!
Po prawie dwóch godzinach w Tesco, imaginujcie sobie, okazało się, że wózek full, a my bez butów, po które między innymi, wyszłyśmy. Ale jest przy Tesco taki outlet, gdzie już nie raz kupiłam za grosze obuwie oryginalne i z klasą. Ruszyłyśmy tam rączo przymierzać, co nam do kreacji na rodzinną uroczystość* miało pasować.
Do sklepu chwilę przed nami weszła muzułmańska rodzina: żona, mąż i synek w wieku 9-10 lat. W ciągu 10 sekund Mi (lat 14 i pół) obrzucila krytycznym wzrokiem półki i stosy pudełek i stwierdziła, że nic dla niej nie ma, ale natychmiast nawiązała kontakt wzrokowy ze śniadym małolatem. Młodemu muzułmaninowi z miejsca objawił się stuprocentowy banan na twarzy.
Rodzinka zachowywała się w sposób klasyczny: mąż usiadł na ławce, w pobliżu drzwi, żona wpadła w szał przymierzania, a dzieciak szwędał się po całym sklepie, szukając rozrywki, ewentulanie czasami przysiadał obok taty, czekającego z anielską cierpliwością na zarządzającą zakupami kobietę.
Moje dziecko, wyczerpane przymierzaniem i wyborami, sięgnęło z głodu i znużenia po pudełko nabytych wcześniej czekoladek, zwanych przez nas kinderkami. I wtedy:
- Aaa, szukuleda**! - pisnął donośnie i radośnie dziewięciolatek z drugiego końca sklepu, skupiając na sobie uwagę zarówno sprzedawców, jak i kupujących.
Mi zastygła na chwilę z pudełkiem kinderków w dłoni. Ja zastygłam z jedną balerinką na nodze. Muzułmanka zastygła przy pudłach z butami.
Tę ciszę mogła przerwać tylko eksplozja lub jakaś dynamiczna akcja. Która nastąpiła, oczywiście. Bo Mi (ta, która tydzień wcześniej wzdragała się na słowo "islam", kojarzące się jej z gwałceniem sześcioletnich dziewczynek) wyciągnęła w stronę chłopca dłoń z czekoladkami. Chłopiec podszedł do niej i poczęstował się jednym kinderkiem. A potem pobiegł do ławeczki i usiadł obok ojca. Choć czekoladka zniknęła w jego ustach w mgnieniu oka, to nawijał coś intensywnie, demonstrując papierek jako dowód.
Gdy wychodziłyśmy, nabywszy jedynie po parze***, bo oczywiście dla Mi też się obuwie znalazło, młody muzułmanin pomachał nam na pożegnanie z bananem na twarzy jeszcze bardziej wyrazistym. Ojciec też nam się przyglądał i raczej nie zamierzał gwałcić za europejskie stroje. Ja wam mówię, czekolada łagodzi obyczaje. W każdej kulturze. Wiem, co mówię
________
* chrzciny bratanka mojego
** nie gwarantuję, że to tak brzmiało, ale podobnie
*** tak, były tam szpilki w kolorze royal blue, satynowy połysk, cuuudne. Przymierzyłam, ale za duże. Pech!
dzieci zawsze się dogadają :D myślę że na dorosłych tak to nie działą niestety...choć milka twierdzi co innego :P
OdpowiedzUsuń...bo czekolada jest dobra na WSZYSTKO!
OdpowiedzUsuń