Omacek

Z czasów swoich nastoletnich pamiętam pytanie mojego brata, zbierającego wówczas pierwsze własne plony czytania ze zrozumieniem:

- Co to jest omacek?

- Omacek? Gdzie usłyszałeś takie słowo? - naszą mamę na chwilę zamurowało.

- O, tu jest napisane: "szli po omacku".

 

Otóż kochani, ja dzisiaj od rana po owym omacku chodzę i odczuwam go wszystkimi zmysłami. 

Jedną z moich słabości jest minus sześć: mam doskonały wzrok pod warunkiem, że nie przyglądam się niczemu, co mam dalej niż 20 cm od czubka nosa. Kocham swoje okulary. Zawsze długo wybieram oprawki, szkła, ubezpieczam na wypadek, traktuję jak biżuterię i oddaję należny szacunek. Upraszczając - bez drugiej pary oczu ślepa komenda jestem i już. 

Tymczasem w zimne i deszczowe środowe popołudnie, podczas warsztatów językowo-plastycznych, które prowadzę w jednym z warszawskich domów kultury, coś drgnęło mi na nosie, usłyszłam charakterystyczny dźwięk i na krótką chwilę zaniemówiłam w połowie czytanego dzieciom opowiadania. Lewa stona mojego świata stała się omackiem. 

Upewniwszy się, że szkło (wypasione - pocieniany plastik z filtrem UV i warstwą antyrefleksyjną) jest całe, zażartowałam, że akcja opowiadania taka napięta, że okulary nie wytrzymują i zdjąwszy swoje drugie oczy dotrwałam do końca zajęć. A było naprawdę oceanicznie, artystycznie i malarsko! Wszystko rozmyte  :lol:

under the sea

W domu poddałam okulary oględzinom, włożyłam szkło, dokręciłam śrubkę i wydawało się, że wszystko OK. Moja amatorska naprawa pozwoliła mi przetrwać mniej więcej 24 godziny. Wczoraj wieczorem znów poczułam puknięcie w nos rozprężających się "drucików" i omacek ponownie dał o sobie znać. Tym razem moja improwizacja techniczna zaowocowała wzmocnieniem dokręconej śrubki "Kropelką". O tak, byłam dumna i bardzo pewna siebie.

Ale zemsta omacka i tak mnie dosięgła. Dziś w pracy. Taka sytuacja: przedszkole, grupa pięciolatków, wyliczanka z ustawianiem się w rzędach chłopców i dziewczynek "One little girl says >Let's play!<..." - i wykazując się doskonałym refleksem tuż po charakterystycznym puknięciu w nos, łapię szkło w locie. Cóż było robić - schowałam drugie oczy do torby i ostatnie pięć minut prowadziłam lekcję z bliżej niezidentyfikowaną grupą młodocianych.

- Ale ładnie pani wygląda bez okularów -  skomplemetowało mnie jakieś dziecko z grupy "Elfów". Niestety, po głosie jeszcze moich podopiecznych nie rozpoznaję.

W pokoju dydaktycznym przeprowadzam rozpoznanie. Oczywiście, okularów nie jestem w stanie naprawić, ale jednym rzutem oka w duże lustro (do ćwiczeń logopedycznych, naprawdę duże i dobrze oświetlone) oceniam swoje możliwości zewnętrznie. Otóż, z lewej strony zawsze spada mi na oko kosmyk. Fryzura może niezbyt trendy, ale tym razem dyskretnie maskuje brak szkła w oprawce. Postanawiam odbyć piętnastominutowy spacer do drugiego przedszkola, by ocenić funkcjonowanie w terenie. Wypada nieźle: po kilku potknięciach (krawężniki pokryte liśćmi) udaje mi się zachować zwykłe tempo. Zamykając lewe oko dodaję sobie otuchy na schodach po drodze. "Zawsze mogę odwołać lekcje"- powtarzam jak mantrę - bo przecież bezpieczeństwo i higiena pracy. Ale z drugiej strony - ludzie pracują z dziećmi mając tylko jedno oko (miałam takiego nauczyciela w szkole muzycznej, uczył gry na fortepianie) - nie dramatyzujmy!

- Proszę pani, pani nie ma jednego... - oczom dzieci nie ujdzie nic.

- Tak, nie mam dziś jednego szkła w oprawce - uśmiecham się - zepsuły mi się okulary. To co dzisiaj będziemy robić, śpiewając piosenkę na powitanie?

- Touch your eyes!

Wiedziałam. Mimo odpowiedniej charakteryzacji to nie ja sprawdziłam się w roli bandyty. Jednookiego bandyty, podkreślam.

Z pracy wracałam z okularami w kieszeni. Zgadza się, nikogo znajomego nie spotkałam po drodze. A niech tam! (TU POZDRAWIAM WIERNĄ CZYTELNICZKĘ GENIĘ )

W domu ulitował się nade mną mąż. Zaniósł moje drugie oczy do punktu, gdzie naprawy, gwarancja, ubezpieczenie. Niestety, technik będzie dopiero jutro.

Życie po omacku nie jest lekkie nawet w domu.

- Gdzie schowałaś masło orzechowe? - pytam Najstarszą przez telefon.

- Jest u mnie w pokoju, w ekspedicie (IKEA  :-)  ), w szafce po lewej.

- Czekaj, czekaj, nie tak szybko, to nie takie proste.

- Mamoo???

- Instrukcja powinna brzmieć: "Znajdź mój pokój. Znajdź drzwi. Znajdź klamkę. Otwórz drzwi. Znajdź ekspedit. Znajdź szafkę..."

 

Kończąc dzisiejszy wpis, chciałabym serdecznie przeprosić wszystkich znajomych, których dzisiaj minęłam bez słowa. Od jutra znowu będę rozpoznawać ludzi :lol:

Komentarze

  1. Omacek jest superowy:)
    Ja znam jeszcze "jakoimy"
    - Co to są "jakoimy"? - pyta syn przyjaciółki.
    - A gdzie to słyszałeś??? - matka ma oczy jak złotówki.
    - No jak to! - mówi małoletni. - No przecież jakoimy odpuszczamy naszym winowajcom! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję!Ja Cię też pozdrawiam.Zawsze ładnie wyglądasz,w okularach również.

    OdpowiedzUsuń
  3. Omacek to przecież jeden z krasnoludków językowych: omacek, ciemek, chyłek, ukradek, ciurek, nienacek, ciszek:)pozdrawiam mamę szóstki, podczytuję z wielka sympatia dla rodziny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Krasnoludki, powiadasz? Wszystkie kojarzą mi się dobrze (jak to krasnoludki) z wyjątkiem omacka :) Może czas znaleźć pozytywne strony i w macaniu wokół siebie. Cieszę się, pozdrawiam Cię również :)

    OdpowiedzUsuń
  5. :) :) :)
    Będę "jakoimy" powtarzać innym, jeśli pozwolisz.
    A czy wiesz może, co to "szlaszeczkowina'?

    Otóż, moja mama jako dziecko błyskawicznie podchwytywała biesiadne piosenki, które proste, łatwe i przyjemne są. Ale "szlaszeczkowina" była zmorą jej dzieciństwa, ponieważ nikt nie potrafił objaśnić, co to za jejmość. Problem rozwiązał się sam, gdy już jako uczennica zobaczyła słowa piosenki:
    "Poszła Karolinka do Gogolina
    [...]
    A Karliczek za nią,
    A Karliczek za nią,
    Z FLASZECZKĄ WINA ...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jeszcze jeden żonkil, czyli ... gdybym znała Kadisz

W rankingu

Inny świat