Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2015

Nie muszę palić stanika

Jestem jaka jestem - niedużo mnie (Sokrates też podobno posturą nie powalał), ale dzieci mam sporą gromadkę, nie przepadam za narzekaniem i lubię się uśmiechać. Dlatego, kiedy nagle w jakimś gronie padnie z moich ust: - Jestem feministką. wokół zalega na kilka ułamków sekundy cisza. Wyrazy twarzy interlokutorów bezcenne (i te teksty: "Ale jak to, ty?" "Ale przecież masz dzieci"...) Ponieważ sytuacji takich przydarzyło mi się kilka, efekt ten mnie przez krótki czas bawił. Ale niezbyt długo. Zastanawiałam się skąd taka reakcja - i wniosek był tylko jeden: ulegamy stereotypom. Tak po krótce, na podstawie zasięgniętych informacji: feministka musi być wredna, kąśliwa, złośliwa (jak dotąd spełniam określone warunki), powinna nienawidzić mężczyzn i dzieci raczej też, być mało atrakcyjna, aseksualna, nosić spodnie, może nawet mieć wadę wymowy, "odcałowywać" męski gest całowania w rękę, a także regularnie palić zioło oraz biustonosze. Spośrod wszystkich feministek,...

Gdzie jest TATA SZÓSTKI?

Każdy, kto potrafi czytać bez trudu dostrzeże jego obecność, choć mamieszóstki nasuwa się zwykle jedyna najbardziej prawdopodobna odpowiedź na to pytanie: W PRACOWNI. Ale po kolei. Zacznijmy od tego, że akurat w tej chwili jest w parku z dziećmi, ponieważ uznał, że ma taki obowiązek: raz w tygodniu odbębnić dwie godziny z najmłodszymi, żeby nikt nie mógł mu zarzucić, że nie poświęca czasu dzieciom. Ale tak naprawdę - jest wszędzie. Jest namiętnym czytaczem i krytykiem wszystkiego, co uda się tu mamieszóstki opublikować. Jest we wszystkich słowach o jej zaradności, o samotności, a może samodzielności, bo przecież ona nie byłaby taka, gdyby nie on. Robiliby to razem, jak sądzę.  Jest połową każdego MY, które się tu w odniesieniu do nas dwojga pojawia. Jest w tych postach, których nigdy nie napiszę - bo jeśli mam pisać o rozgoryczeniu, to wolę wcale tego nie robić. Jest w niezrealizowanych marzeniach o wyjeździe z całą rodziną gdzieś daleko i na długo.  Jest tym, który sprawił, że potrafi...

TyDZIEŃ DZIECKA

Obraz
Nie po raz pierwszy nie udało się nam Dnia Dziecka obejść w jeden dzień.  Mamaszostki zorientowała się, że po pierwsze: dzieci solidnie podrosły i zestarzały się, w związku z czym nie da ich się zadowolić lodami czy pojedynczym wyjściem do kina po drugie: nawet gdyby przy tym kinie obstawać, to gusta mają zbyt zróżnicowane (o wieku nie wspominając) i jeden multipleks nie wystarczy  po trzecie: fajnie byłoby spędzić dzień lub dwa INACZEJ, tzn. odłożyć niektóre mniej ważne sprawy i pobyć trochę rodzinnie razem po czwarte: w Warszawie jest pełno miejsc, gdzie jeszcze nas nie było po piąte: prognozy pogody wyglądały zachęcająco po szóste: ONE naprawdę czekają na ten dzień I w ten sposób świętowaliśmy Dzień Dziecka przez co najmniej tydzień, zaczynając od wyjścia do muzeum, poprzez film, wspólne zakupy, spacery, obiad poza domem aż po rodzinny dzień sportu. Lody też były. Dla ochłody  8-)

Dzień, który zmienia wszystko

Obraz
Pamiętacie, Mamy, swój pierwszy Dzień Matki? Ja pamiętam dwa. Pierwszy z nich - kiedy byłam w pierwszej ciąży, nosząc w sobie maleńką "fasolkę",  która potem stała się Pierworodną i Najstarszą. Czułam wtedy, że coś zmieniło się na zawsze, że stałam się odpowiedzialna za istotę, która niedługo pojawi się, maleńka, bezbronna, dla której będę ... mamą, czyli życiową przewodniczką. I drugi - kiedy istotka moja miała pół roczku i solidny ciężar własny (od którego wysiadały mi nadgarstki) oraz najpiękniejszy uśmiech na świecie i iskry w bystrych oczętach. Wtedy wiedziałam, że Dzień Matki to nie dzień świętowania, ale refleksji - ponieważ stało się coś więcej: byłam odpowiedzialna za więcej niż jedno życie. Za zdrowie i samopoczucie. Za rozwój. Za warunki materialne. Za dostrzeganie zdolności. Za podkreślanie rzeczy dobrych. Za uśmiech. Za karcący lub ostrzegający krzyk. Za przyszłość. Od tamtych dni minęło już dwie dekady. Najmłodszy ma siedem lat. Wąchając konwalie i goździki od d...