Zaczynamy mieć nadzieję, czyli przebudzenie mocy
Kilka dni temu ledwo zwlokłam się z łóżka - było późno, miałam migrenę i naprawdę nic od rana nie było tak jak powinno to być w tę właśnie sobotę. Ale poczłapałam do kuchni, żeby śniadanko weekendowe. Zza drzwi jaskini swej wychynął Najstarszy, co dziwne było dość, ponieważ to przecież jedyny dzień w tygodniu, kiedy można tak bezstresowo sobie pospać. - Mamo... nie chce mi się iść, wiesz? - OK. Mi też nie bardzo się chce. Ale możesz mi sprawdzić czym dojadę najszybciej? Tu nastąpiła długa przerwa w komunikacji werbalnej, ponieważ zajęliśmy się konsumpcją, my dwa ranne ptaszki, około dziesiatej ;) Po niej dziecię moje prawie pełnoletnie orzekło, że skoro ja jadę na manifestację, to i ono pojedzie. Organicznie nie znoszę tłumu, owczego pędu, tłuszczy wrzeszczącej agresywne hasła. Przełamanie się, żeby na Wiejską pojechać wymagało silnej motywacji. Ale kiedy pomyślałam sobie, że za parę dni - tygodni być może publiczne manifestacje przybiorą kształt Majdanu, a rządzący zareagują na to ak...