Poczucie winy

Każdy się z nim zetknął. Niezależnie od płci i wieku. Poczucie, że coś intencjonalnego lub nieintencjonalnego nie spełniło oczekiwań i jest nam przykro z tego powodu.

Poczucie winy bywa osobiste (ja źle się z tym czuję) lub kulturowo narzucone (ja czuję się z czymś dobrze, ale większość uważa, że jest to coś niewłaściwego, więc czuję się źle z tym, że czuję się inaczej niż powinnam).

Z poczuciem winy można żyć przez cały czas i czuć się źle lub próbować się od niego wyzwolić i czuć się źle albo zaakceptować, że jest częścią życia. Nikt przecież nie jest doskonały.

Z poczuciem winy wiążą są zwroty i wyrażenia: WSTYD, INNI, JAK BYĆ, JAK ŻYĆ, IDEALNY/IDEALNA/IDEALNIE,  PORADNIK, JA NIGDY, JAK MOŻNA, POWINNAŚ/POWINIENEŚ, DOSKONAŁY/DOSKONAŁA/DOSKONALE, PERFEKCYJNy/PREFEKCYJNA/PERFEKCYJNIE, GODNOŚĆ, HONOR, SZACUNEK, OBOWIĄZEK, EGOISTA/EGOISTKA/EGOISTYCZNIE, ALTRUISTA/ALTRUISTKA/ALTRUISTYCZNIE. Wszędzie tam, gdzie napotykamy ocenę lub sami porównujemy się  z osiągnięciami innych. Wszędzie tam, gdzie funkcjonują jakieś zakazy lub nakazy niekoniecznie zgodne z tym, co podpowiada nam organizm. 

Wpadłam w pułapkę poczucia winy nie raz i nie dwa. I na pewno wpadnę jeszcze w niejedną. Jest ich bardzo dużo. Wydaje mi się, że dla kobiet przygotowano ich więcej, ale może to tylko takie wrażenie. Może to dlatego, że wyznacznik kulturowy  "rolą kobiety jest akceptacja" dominuje i trudno z nim walczyć bez zrozumienia.

"Jestem złą matką", "Jestem złą córką", "Jestem złą żoną" ... - odzywają się dawne echa. We mnie. Nie pytam, czy w Was też. Gybym napisała, że jestem od nich wolna, skłamałabym. Gdybym napisała, że wiem jak żyć bez poczucia winy, też nie napisałabym tego, co czuję. Mogę jedynie podzielić się własnym "przepracowaniem" poczucia winy i przekształceniem go w coś, co sprawia, że mogę na poczucie winy popatrzeć z boku i się z nim nie identyfikować. 

Pierwszy raz głębokie poczucie winy, którego nie potrafię zapomnieć, dotknęło mnie w dzieciństwie, gdy wdrapałam się po oknie do gniazda jaskółek i oderwałam kawałek błotnistej ścianki. W gdzieździe było pisklę, nie do końca opierzone. Bałam się, że wypadnie, więc wsunęłam je głębiej. Rodzice pisklaka opuścili gniazdo. Następnego dnia ptak już nie żył. Przepłakałam w ukryciu całe wakacje myśląc o losie niewinnego pisklęcia, o którym nieświadomie zdecydowałam. Chyba do dzisiaj jest mi z tym ciężko i nie widzę usprawiedliwienia. Ale było to doświadczenie, które bardzo wpłynęło na resztę mojego życia. Zanim w odruchu ciekawości uczynię jakiś krok, analizuję plusy i minusy mojej decyzji. I biorę pod uwagę, że rezultat może być zupełnie inny od przewidywanego. Nie, nie jest mi z tym łatwiej, ale w pewien sposób czuję się przygotowana do tego, co może nastąpić. I łatwiej mi zaakceptować rezultaty.

Niejednokrotnie zdarzyło mi się wahać się, czy właściwie postępuję ze swoimi dziećmi. Nie w kategorii "Czy powinnam/nie powinnam". Raczej "Czy zrobiłam to tak, jak potrafię najlepiej?" Człowiek doskonali się całe życie. Całe życie zbiera doświadczenia. Warto być otwartym na wiedzę i na życie, choć niesie to ze sobą pewne ryzyko poczucia winy: "Gdybym wiedziała to wcześniej..." Ale nie wiedziałam. Koniec, kropka. Teraz wiem i dopiero teraz mogę coś z tym zrobić.

Mam wrażenie, że wszędzie tam, gdzie pojawia się poczucie winy jest konflikt między JA a INNI - myślenie moje kontra mainstreamowe. Ale w odwrotnym zestawieniu. Perfekcyjna pani domu i test białej rękawiczki, którego nie przeszedłby nawet laptop, na którym piszę. Wymagania szkolne a realne problemy, przed jakimi dorastające dzieci stają w życiu. Zupełnie inaczej wygląda to wtedy, gdy na pierwszej pozyzji umieścimy sprawy, które ważne są dla MNIE. Pachnie egoizmem? Nie ma czego się wstydzić. Poczucie własnej wartości to ważny element własnego dobrostanu. Poczucie wartości nie jest wartością stałą - buduje się latami własnym wysiłkiem, pracą, sukcesami i porażkami. Sukcesami, które doceniają inni. Porażkami, które wzbogaciły doświadczeniem, Tym większe, im  więcej możemy później dać innym. A z próżnego i Salomon nie naleje. Pozostaje zestawienie odwrotne, czyli poczucie winy.

On. Pora obiadu. On siada przy stole i czeka. Wokół krzątają się żona i dzieci: szykują naczynia, sztućce, wykładają dania na stół. On nakłada najpierw sobie lub czeka, kiedy żona nałoży jemu pierwszemu. Potem wyraża swoją opinię na temat podanego posiłku, niekoniecznie pozytywną, po skończeniu wstaje i odchodzi nie czekając na pozostałych. Tak zachowywali się jego rodzice i on sam, takich wartości go nauczono. Jakich? Że mężowi i ojcu należy się szacunek.  Utrzymuje rodzinę, zatem jest cenny, od niego wszystko zależy - i otrzymuje komunikat zwrotny w postaci bezwzględnego posłuszeństwa i szacunku. A kiedy kryzys, wiek, brak pracy, problemy zdrowotne lub inna sytuacja losowa pozbawią go dominacji, jeżeli nie zbudował z rodziną relacji innych niż z tej dominacji wynikających, nie będzie miał na czym się oprzeć - bo żona i dzieci najpewniej wezmą odwet, świadomie lub nieświadomie wpędzając go w poczucie winy.

Ona. Rezygnuje z własnej pracy, ponieważ w zamian za utrzymanie prowadzi dom. Gotuje, sprząta, zajmuje się dziećmi. Jej światem staje się świat, któremu nadaje wysoki połysk własną działalnością. Porządek, zadbanie o wszystkie te szczegóły, które tworzą przytulność miejsca i dobrą atmosferę. Jest jej w tym dobrze, czuje się spełniona, ponieważ osiąga wyznaczone sobie cele. Ale kiedyś dzieci osiągają wiek szkolny i dom zionie pustką. Może ją wypełnić perfekcyjnością wystroju i testem białej rękawiczki, bo tak została nauczona przez własną mamę, lecz co z tego? Jaką wartość ma sterylnie czysty dom, bez atmosfery, którą tworzą ludzie? Skąd czerpać tematy do rozmów, jak rozwijać się bez wyzwań (dzieci już nie bałaganią, a mąż woli spędzać czas na spotkaniach biznesowych)? Jeśli nie stworzyła wcześniej w sobie własnej enklawy rozwoju, poczucie winy, że zmarnowała życie, dosięgnie ją niehybnie.

On. Wykształcony, wychuchany, posłuszny synek, który założył własną rodzinę. Niekoniecznie idealny, ale wzór cnót czerpiący z rodzinnego domu. Zupa ma być taka, jak u mamy. Mama, uważa, że tak. Mama pomoże, gdy coś pójdzie nie tak. I on i jego żona wciąż jak dzieci, posłuszne woli dorosłej, dojrzałej, wszystkowiedzącej babci. W tym wszystkim gdzieś gubi się sens własnych decyzji, doświadczeń i własnego życia. Właściwie nie zna swojej żony, nie wie kim jest ta obca osoba, którą zawsze porównywał do własnej matki. Gdy przychodzi refleksja, że można było pocierpieć, ale mieć własne życie i wspomnienia, uniezależnić się, poczucie winy jest już zbyt wielkie, by odmienić zgorzkniałość.

Ona. Młodo została mamą, więc wolała czerpać z doświadczeń i pomocy rodziców niż narażać dziecko i siebie. Ojciec dziecka też wolał się wycofać z ofensywy. Ich dzieci wychowane przez babcię i dziadka, z trudem dostrzegały w rodzicach życiowych przewodników. Kiedy latorośle coraz częściej w dyskusji używają argumentu "Babcia mi tak kazała i wolę babci posłuchać", bezsens rodzicielstwa dopada przy każdej okazji, ale w jaki sposób można zmienić życie, gdzie ktoś inny wyznacza cele  i środki? 

Nikt nie żyje w odosobnieniu. Jesteśmy członkami różnych społeczności - rodziny bliższej i dalszej, współpracowników, kolegów, znajomych, członków organizacji. Pełnimy w życiu różne role i godzimy się na pewne warunki, które wyznaczają jakiś zbiorowy kierunek działania. Wcale to nie znaczy, że jeśli jestem kobietą i kolega z pracy gapi mi się w dekolt, robiąc przy tym jakąś moim zaniem niestosowną uwagę, to nie mogę odpowiedzieć na nią zgodnie z tym, co czuję, bo środowisko mnie odrzuci. Akceptacja grupy to sprawa ważna, ale chcę być akceptowana taka, jaka jestem. W rodzinie bywa z zachowaniem siebie o wiele trudniej. Z jednej strony poczucie więzi rodzinnych ("ale to moja mama/babcia/córka"), z drugiej wewnętrzny i organiczny sprzeciw "nie powinien/nie powinna mi tego narzucać". Jeżeli występujemy przeciwko własnemu ja, od poczucia winy trudno się uwolnić. Jeżeli postąpimy zgodnie z własnym odczuciem, ale wystąpimy przeciwko cudzej wizji, poczucie winy "Nie powinnam jej/jemu tego robić" - dopadnie nas później. Może się również zdarzyć, że ktoś będzie usiłował wywrzeć na nas presję i wycisnąć piętno poczucia winy "Jak możesz zrobić TO własnej matce/własnemu ojcu/własnej córce/własnemu synowi". Wtedy, by z poczuciem winy się nie identyfikować, lepiej spróbować opisać to TO. Czym TO dla mnie jest. Co w związku z TYM czuję. Jak ja TO odbieram. Oraz zadać pytanie: "Czym TO jest dla ciebie?" Takie rozmowy nie są łatwe, ale pomagają. Ponieważ człowiek jest istotą myślącą. Każda rozmowa powoduje, że wiemy na jakiś temat więcej. Poznajemy cudzy punkt widzenia. Poznajemy inne wartości. Uczymy się cudzej wrażliwości.

Kiedy spotyka się dwoje ludzi wychowanych w różnych środowiskach, często wśród innych wartości, gdzie być może motorem działań wszelkich był "zimny wychów", "twarda ręka", "żelazne zasady" o konsensus jest trudniej. Stąd być może wzięły się żarty o teściowej. Ale porozumienie nie jest niemożliwe. Lepiej osiąga się je w rozmowach o tym, co łączy niż o tym, co dzieli. Czasem trzeba przygotować grunt szczerym komplementem - docenieniem zasług osoby z którą trzeba się zmierzyć w trudnej rozmowie na temat wartości. Taka rozmowa pozwala poszerzyć horyzonty - nawet jeśli nie komuś, to sobie. Otworzyć nowe perspektywy. I wytworzyć tarczę obronną przeciw poczuciu winy. 

Komentarze

  1. fragmentami to jakbym czytała o sobie :D hehe no cóż niestety ja i mąż to dwa różne światy ale jakoś właśnie sie porozumiewamy początki nie były łatwe ale mam nadzieję że już najgorsze docieranie mamy za sobą....

    OdpowiedzUsuń
  2. jeśli chcesz czytać mojego bloga to wyślij mi swój adres mail to Ci wyśle zaproszenie olgap@uznam.net.pl

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jeszcze jeden żonkil, czyli ... gdybym znała Kadisz

W rankingu

Inny świat