Prawie zawsze piszę o tym, co jest, nie o tym, co chciałabym, żeby było. Prawie zawsze zapisuję własne myśli, nie pragnienia. A te pragnienia tkwią gdzieś ukryte i czasami, gdzieś na pograniczu jawy i snu, podświadomość wyłazi na wierzch. I choć nigdy nikomu nie zazdroszczę tego, co ma, jak żyje, gdzie pracuje, to czasami chciałabym, żeby moje życie wyglądało inaczej. Rzeczy nieprawdopodobne zdarzają się rzadko. Tym razem był to sen, ale tak realistyczny, że pisząc teraz te słowa mam wciąż wrażenie, jakbym tkwiła w nim do tej chwili. Sen zaczął się we wtorek rano, po pierwszym budziku, nastawionym na piątą, ale zgaszonym przeze mnie, kiedy półprzytomnie potoczyłam wzrokiem po ciemnym pokoju. Trudno, nie idę do Tesco – pomyślałam – za ciemno i za mokro. A zakupy poranne może zrobić ktoś inny. Obudziłam się, gdy było już widno. Bardzo widno. I bardzo późno. Jakbym przespała dzień. Usłyszałam głos w pokoju obok. To Najstarsza pytała mnie, czy kupić w Ikei lustra. - Jak...
Komentarze
Prześlij komentarz