O palmie słów kilka
Od kilku dobrych lat na niedzielę palmową wijemy własne palmy. Ojciec-dyrektor lub chłopcy przynoszą znad Wisły gałązki wierzby, forsycji lub nawet klonu z naszego miejskiego podwórka. A potem dziewczynki robią użytek z własnych rąk i kolorowych bździuszków - kwiatków, listków, bibułek i wstążek, by drzewka uszlachetnić. Jest w tym symbolika dawnych wierzeń (starszych od witania Jezusa w Jerozolimie), na którą złożyły się tradycje z wielu kręgów kulturowych. To niedziela, kiedy do kościoła ludzie idą tłumnie, często w pogodnych nastrojach, uzbrojeni w kolorowe kwiatowe i zielne atrybuty kultu życia i płodności. Oczywiście, nic o tym nie wiedząc, bo jak? Czasem przed kościołem grupa chłopców, znudzona nabożeństwem, lecz mająca do uzgodnienia jakieś istotne sprawy, z braku innych twardych argumentów wykorzysta w tym celu cenne symbole kupione na bazarku i pookłada się w zacietrzewieniu, nim ktoś walczących rozdzieli... Bo czemu niby te długie, kolorowe i solidne palmy mają służyć? Jezu...