Noworocznie i bez postanowień

Mamaszóstki ma plan. 

Zabrzmiało obrazoburczo, ale niech tam. Mamaszóstki nie pierwsza i nie ostatnia (Zuleta ma parę takich "wybryków" na koncie):

szczescie ewy


 

Plan jaki jest, wie tylko Mamaszóstki. Czasami jej się wypsnie tu i tam, czasami coś powie, chlapnie (ale rzadko, ponieważ samodyscyplina i te sprawy) - ale generalnie się z tym nie obnosi, choć realizuje punkt po punkcie. Może się wydawać, że nie liczy się z czasem. Ale to pozory. Czas traktuje poważnie, ale nie do tego stopnia, żeby się jego upływem stresować. Po prostu - ma TĘ moc. Jak każda kobieta.

W każdym razie - planowała załapać się na jakąś fabrykę. I się załapała. W starym roku jeszcze. Planowała ogarnąć bloga i internety. I dalej planuje. Planowała zrobić porządek w kuchni. I ... (uwaga, będzie historyjka - nawet z morałem, jak ktoś zauważy)...

Było to tak. Kuchnię odziedziczyłam po bracie, który aktualnie goni kangury (czy coś w okolicy - hobbity itp.) i przed podróżą wyzbywał się zbędnych gratów. Przygarnęłam. Amica. Brzmiało przyjacielsko. Pomyślałam - na święta coś własnoręcznego z piekarnika na prąd, no i w ogóle hicior. 

Na tydzień przed świętami przyszedł gazownik, przyjrzał się, zamontował - a Amica miała jego i nas wszystkich w głębokim poważaniu tak zwanym - znaczy - gaz: OK, zapalarka: OK, piekarnik, tudzież nawiewy, ruszty, minutnik: ni ch** (mówiąc twardo i z naciskiem).  Gazownik zainkasował (choć muszę przyznać, że z oporami), zamontował na powrót dobrą starą gazową bez wypasu i pożyczywszy zdrowych i wesołych - poszedł. A mnie sie marzył pasztet - taki z kaczki, prawie francuski, taki miodzio! Nic to. Pojechaliśmy do babci robić pierogi i też wyszły fajne:

pierogi2

 

pierogi

Ale pierogi to nie pasztet. Na szczęście rodzinne świąteczne zjazdy to miejsce i czas, by z babcią, z ciocią, z siostrą, z mamą o tym i o owym pogawędzić przy garach czy przy stole lub na kanapie. Ciocia w odpowiedzi na moje kuchenne żale, opowiedziała historę ciasta drożdżowego. Wyrosło piękne - ale piekarnik elektryczny odmówił współpracy tuż po awarii prądu i ciasto na straty. Rychło w czas pani z serwisu, do którego udało się w końcu dodzwonić, zapytała przytomnie, czy po awarii prądu został w programatorze ustawiony czas. Nie został. Ciocina historia dała mi do myślenia. Po powrocie podłączyłam obłudną Amicę do prądu:  albo przyjaźń na moich warunkach - albo spadaj. Pobrałam z internetów instrukcję jeszcze przed świętami , ale przeczytałam teraz ponownie, na świeżo. Stało tam napisane, że do programatora musi być oddzielna. Pobrałam i tę drugą. Cytuję: "Instrukcja obsługi programatora jest tylko załącznikiem do instrukcji obsługi kuchni (piekarnika). Przed użytkowaniem wyrobu należy dokładnie zapoznać się z jego instrukcją obsługi, a zwłaszcza  z uwagami i wskazówkami dotyczącymi bezpiecznego użytkowania wyrobu." Zapoznałam się, a jakże, pan gazownik też, ale nic nie wynikło. A oto cytat ze strony nr 2, opatrzony czerwonym prostokącikiem: "Uwaga! Brak ustawienia czasu bieżącego uniemożliwia pracę piekarnika i jednego pola grzejnego (płytki grzejnej)." Nie będę wnikać, kto te instrukcje tworzy i według jakiego klucza.

Ustawiłam ten cholerny czasomierz. Kuchenka bez gazu, a piekarnik działa jak z nut. Były dziś na obiad serwowane prosto od przyjaciółki Amiki paszteciki do warzywnej zupki krem, a na deser rogaliki ze śliwką, palce lizać. 

Aaa, morał miał być. Ależ proszszsz. Ja naprawdę lubię być takim załącznikiem do instrukcji piekarnika. To naprawdę klucz do szczęścia. Ogólnoludzkiego. Patrz obrazoburczy obrazek powyżej ;)

Komentarze

  1. Swoją drogą - ciekawe, że pan tego nie wiedział, przecież to standard w kuchenkach elektrycznych. Jeśli nie wszystkich marek, to większości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ech, szkoda gadać. Byłam tak zdesperowana, że gdy ojciec dyrektor powiedział skoro świt, iż spotkał poprzedniego dnia gazownika i go umówił na rano, to zamiast zrzędzić, dlaczego ostatnia się o tym dowiaduję, dziękowałam opatrzności, że pan umówiony i przed świętami się zgodził. Radość była przedwczesna. A mogłam sobie pozrzędzić, nie?

    OdpowiedzUsuń
  3. nieźle najważniejsze że się udało i cos smacznego wyszło zdolna kobietka z Ciebie

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jeszcze jeden żonkil, czyli ... gdybym znała Kadisz

W rankingu

Inny świat