Czym straszy się kobietę w ciąży?
Porządkując regał w pracowni znalazłam moje "ciążowe" notatki sprzed blisko 20 lat. Spodziewałam się wtedy mojego pierwszego dziecka - Najstarszej. Nie miałam pojęcia czym jest poród, a już zupełnie nie oczekiwałam, że przejdę szczęśliwie ich sześć. Przejrzawszy nocą naprędce internetowe poradniki na temat ciąży uznałam, że kilka moich spostrzeżeń sprzed dwóch dekad wciąż może być aktualnych.
Osoby bardziej doświadczone od pierwiastki nieświadomie straszą przyszłą matkę wizjami makabryczno-chirurgicznymi. Przede wszystkim pokutuje przeświadczenie, że szczupła dziewczyna nie urodzi dziecka siłami natury i jest z góry skazana na cesarskie cięcie. Nawet przyszłemu tatusiowi wydaje się niemożliwe, aby "tędy" przeszło dziecko. Jeśli kobiety się nie "pokroi", to "popęka w środku" (domyślam się, że chodzi o pęknięcie szyjki macicy), bo przecież takie chucherko nie wytrzyma nacisku napierającej główki dziecka.
- Wolisz mieć komplikacje, czy maleńką bliznę w poprzek brzucha? - mój partner zadał mi dziwne pytanie.
- Wolę się przygotować, mieć pełne rozwarcie i urodzić dziecko siłami natury i bez żadnych komplikacji - oświadczyłam.
Opisy kilkunastogodzinnych porodów w bólach nie były dla mnie odpowiednią lekturą. Opowieści o takowych też nie mam ochoty słuchać. O tym, że "poród musi boleć" nie jestem przekonana. Nie wszystkie kobiety tak mówią.
Dramatycznych historii nacinania krocza oraz jego szycia również można się przerazić. Wizje "ogromnych chlaśnięć" czy "potwornie krzywych szyć"mogą dręczyć biedną pierwiastkę dniami i nocami. Czytałam, że krocze nacina się, aby ułatwić przejście główki. Zabieg ten podobno przyspiesza i ułatwia poród. Szczerze mówiąc, wolałabym nie zostać "chlaśnięta". Przecież kobiety rodzą od początku istnienia ludzkości, kiedyś na pewno nawet bez pomocy kogokolwiek. Bez pomocy matki, siostry, akuszerki czy lekarza. Dało się? Dało.
Urodziłam siłami natury sześcioro dzieci. Bez komplikacji. Bez "cesarskiego" krojenia. Bez znieczulenia. Krocze nacięto mi dwukrotnie, ale nie było to nic przerażającego - minimalna interwencja, a każdy następny poród odbywał się z tzw. "ochroną krocza". Byłam wysportowana, optymistycznie nastawiona do ciąży i samych porodów, opanowana. Nigdy nie chodziłam do szkoły rodzenia, ale odżywiałam się zdrowo, z umiarem, słuchałam kojącej muzyki, robiłam ćwiczenia oddechowe, systematycznie gimnastykowałam się, korzystając z różnych ćwiczeń dla ciężarnych i czytałam. I choć przed każdym porodem pojawiał się strach prawie tak jak przed tym pierwszym, że coś pójdzie nie tak, to gdzieś w głowie miałam wyryte NA PEWNO BĘDZIE DOBRZE.
Oczekując szóstego dziecka dołączyłam do innych korzystającyc z internetu mam - za pośrednictwem forum e-mama.pl. Nikt nie zrozumie lepiej kobiety w ciąży niż kobieta w ciąży :) Wątpliwości (od " mnie mdli po mięsie, czy też tak macie?" po "czy kiwi jest dobre na zaparcia") , porady, wsparcie (zwłaszcza w ostatnich tygodniach bardzo było potrzebne), wymiana informacji (od "w Lidlu jest promocja na śliczne ubranka" po w którym szpitalu, który lekarz co), a przede wszystkim świadomość, że kiedy nastrój jest podły, można wylać swoje smutki i spotkać się ze szczerym współczuciem - to była cudowna rzecz. Z niektórymi dziewczynami przyjaźnię się do dziś.
bo to jest tak najważniejsze jest podejście do porodu mój pierwszy poród był prawie naturalny... prawie bo zakończył się cesarką a drugi to już z musu był cesarką a szkoda bo mogę sobie pozwolic ewentualnie na jeszcze tylko jedno dziecko a marzyła mi się 4...
OdpowiedzUsuńPodejście jest ważne wiedziałam że będzie bolało więc się na ból postarałam się pozytywnie nastawić w końcu nie pierwsza i nie ostatna rodze a skoro tyle kobiet dało radę to ja też dam... i poród wspominam bardzo miło
Ech, straszenie to nasz ulubiony sport narodowy ;-) Czy mogę się powołać na Twoje słowa, kiedy będę pisała o straszeniu kobiet? Mogę Cię zacytować?
OdpowiedzUsuńAleż praaaaszsz :)
OdpowiedzUsuńMnie straszono wszystkim tym, co nastąpi zaraz. Jak byłam w pierwszym trymestrze i non stop spałam to mówili: "śpij bo potem sie nie wyśpisz", Jak mnie plecy bolały: "oj, zobaczysz jak będą Cię bolały potem". Sikałam co chwile: "o potem to już gorzej". I w ten deseń cały czas. Jak tu zachować pozytywne nastawienie?
OdpowiedzUsuńJest tylko jeden sposób: udać głuchą. Ale to prawie nierealne...
OdpowiedzUsuń