Kto ma pszczoły - ten ma miód, kto ma dzieci ...
Oficjalnie wakacje kończą się za 7 minut. I chociaż były inne niż zwykle, ciepłe i przyjemne, to muszę sobie ponarzekać, bo ... muszę i już. Przeżyłam ostatnie dni tegorocznego lata marząc jedynie o tym, żeby się stąd wyprowadzić i założyć pasiekę.
A dlaczego? Patrz tytuł.
Wybyłam z większością dzieci na większość wakacji. Tych wybywanek było kilka, ale w sumie uzbierało się pewnie z 5 tygodni poza domem. Z krótkimi przerwami. Ostatnia przerwa była dość długa, za to poprzedzona rekordowym zebraniem się, spakowaniem i dotarciem na miejsce przeznaczenia. Pakowanie było rekordowe, ponieważ ostatniego dnia przed wyjazdem, w kuchni, w której również jadamy przy rodzinnym stole pojawiła się rano dziwna woń.
Jak wiadomo - lato, upał ... zobaczyłam garnek po wczorajszej zupie i wstyd mi się zrobiło. Umyłam, wytarłam, przewietrzyłam - myślę - po sprawie. Przed wyjazdem kontrolne niuchanie - no i śmierdzi coś dalej. Zaglądam we wszystkie kąty, niucham miejsca newralgiczne (śmieci wyniesione, ale może coś spadło?) - nic. Dostrzegłam wreszcie wazon na parapecie z niemłodym słonecznikiem - i wydawało się, że ostatecznie unieszkodliwiłam demona smrodu.
Minął ponad tydzień. Docieram z młodymi do domu, otwieram drzwi, pies tańczy jak szalony, a w domu czymś jedzie i to potężnie. Z kuchni. Zaglądam - czysto, naczynia i podłoga umyte, na stole świece. ŚWIECE! Ostatnio gospodarzyli małżonek z Najstarszym. Od smrodu zaczyna mi się mieszać w głowie, mam podejrzenia od damsko-męskich po makabryczne. Nie wiem jak pachną zwłoki, ale wtedy gotowa byłabym przysiąc, że właśnie tak.
Wieczorem najstarszy odnosi świece do salonu, tak sam z siebie
- Czemu były w kuchni? - pytam niewinnie
- Śmierdziało, jak jedliśmy i tata powiedział, że świece neutralizują zapach - odpowiada Szesnastolatek.
Cóż, przynajmniej teoria zdrady małżeńskiej i zwłok pod podłogą umarła śmiercią naturalną. Ale smród pozostał.
- A czy słyszeliście ostatnio pana Mariana (to sąsiad zza ściany, mieszka w klatce obok, ale cienka ścianka dzieli jego i naszą kuchnię, łazienkę i jeden pokój)?
- Nie... - odpowiada Najstarszy, mocno zdziwiony.
Na szczęście słyszę sąsiada, jak rozmawia przez telefon wieczorem. Wątki makabryczne wykluczone. Pozostało mi tylko jedno, jedyne podejrzenie.
Przepytuję Najmłodszego na okoliczność.
- Jak myślisz, synku, skąd tak może śmierdzieć?
- Chyba zza lodówki - odpowiada bez wahania, rzucając mimowolnie w stronę sprzętu króciuteńkie spojrzenie.
Nigdy, ale to nigdy nie zmuszaj dziecka do jedzenia rzeczy, na które nie ma ochoty. Zwłaszcza w wakacje. Zwłaszcza podczas upałów. Zwłaszcza przed wyjazdem. Małe bystre oczka zawsze wypatrzą miejsce, gdzie można bezpiecznie ukryć wstrętną zawartość talerza.
https://www.youtube.com/watch?v=MNkntYMO2hc
A dlaczego? Patrz tytuł.
Wybyłam z większością dzieci na większość wakacji. Tych wybywanek było kilka, ale w sumie uzbierało się pewnie z 5 tygodni poza domem. Z krótkimi przerwami. Ostatnia przerwa była dość długa, za to poprzedzona rekordowym zebraniem się, spakowaniem i dotarciem na miejsce przeznaczenia. Pakowanie było rekordowe, ponieważ ostatniego dnia przed wyjazdem, w kuchni, w której również jadamy przy rodzinnym stole pojawiła się rano dziwna woń.
Jak wiadomo - lato, upał ... zobaczyłam garnek po wczorajszej zupie i wstyd mi się zrobiło. Umyłam, wytarłam, przewietrzyłam - myślę - po sprawie. Przed wyjazdem kontrolne niuchanie - no i śmierdzi coś dalej. Zaglądam we wszystkie kąty, niucham miejsca newralgiczne (śmieci wyniesione, ale może coś spadło?) - nic. Dostrzegłam wreszcie wazon na parapecie z niemłodym słonecznikiem - i wydawało się, że ostatecznie unieszkodliwiłam demona smrodu.
Minął ponad tydzień. Docieram z młodymi do domu, otwieram drzwi, pies tańczy jak szalony, a w domu czymś jedzie i to potężnie. Z kuchni. Zaglądam - czysto, naczynia i podłoga umyte, na stole świece. ŚWIECE! Ostatnio gospodarzyli małżonek z Najstarszym. Od smrodu zaczyna mi się mieszać w głowie, mam podejrzenia od damsko-męskich po makabryczne. Nie wiem jak pachną zwłoki, ale wtedy gotowa byłabym przysiąc, że właśnie tak.
Wieczorem najstarszy odnosi świece do salonu, tak sam z siebie
- Czemu były w kuchni? - pytam niewinnie
- Śmierdziało, jak jedliśmy i tata powiedział, że świece neutralizują zapach - odpowiada Szesnastolatek.
Cóż, przynajmniej teoria zdrady małżeńskiej i zwłok pod podłogą umarła śmiercią naturalną. Ale smród pozostał.
- A czy słyszeliście ostatnio pana Mariana (to sąsiad zza ściany, mieszka w klatce obok, ale cienka ścianka dzieli jego i naszą kuchnię, łazienkę i jeden pokój)?
- Nie... - odpowiada Najstarszy, mocno zdziwiony.
Na szczęście słyszę sąsiada, jak rozmawia przez telefon wieczorem. Wątki makabryczne wykluczone. Pozostało mi tylko jedno, jedyne podejrzenie.
Przepytuję Najmłodszego na okoliczność.
- Jak myślisz, synku, skąd tak może śmierdzieć?
- Chyba zza lodówki - odpowiada bez wahania, rzucając mimowolnie w stronę sprzętu króciuteńkie spojrzenie.
Nigdy, ale to nigdy nie zmuszaj dziecka do jedzenia rzeczy, na które nie ma ochoty. Zwłaszcza w wakacje. Zwłaszcza podczas upałów. Zwłaszcza przed wyjazdem. Małe bystre oczka zawsze wypatrzą miejsce, gdzie można bezpiecznie ukryć wstrętną zawartość talerza.
https://www.youtube.com/watch?v=MNkntYMO2hc
Och! Przypomniał mi się trup kanapki szkolnej, znaleziony w plecaku, wetkniętym do szafy, w trakcie kolonii.
OdpowiedzUsuńZwłoki. Tak.
PS No, proszę, proszę :)
hahaha :D Lowju
OdpowiedzUsuńKlasyka: trup w szafie :D
OdpowiedzUsuń