Nie wszystko na sprzedaż



Rok temu wszystko było inaczej. Dreptałam w miejscu przyglądając się sprawom różnym i szukając drogi dla siebie. To tu, to tam pozwoliłam się ponieść, żeby poczuć w skrzydłach wiatr. Ale w grudniu powzięłam decyzję, że do konkursu na blog nie startuję.

Zagłosowałam na przyjaciół. Ktoś zapytał „A ty, mamoszóstki?”


Rok temu jedna z mam, którą podziwiam, znalazła się na gali. Pomyślałam, że ja się do tego nie nadaję.


Nie zapomniałam o blogu. Nie porzuciłam. Przewartościowałam. Popatrzyłam na blog krzywym zwierciadle. Walka o głosy, wyciąganie czasu i pieniędzy od znajomych, na siłę wpychanie się w kategorię – bo czymże jest moje pisanie - ni to rodzinne, ni literackie, gdzieś tam zahaczające o poezję i hobby? Gdyby to choć służyło celowi wielkiemu jak zbiórka pieniędzy dla chorego dziecka czy uświadamianie społeczeństwa, jak trudno być rodzicem, gdy każdy dzień życia nieuleczalnie chorej osoby jest wydzieraniem ziemi morzu – walka, która według opinii niektórych z gruntu jest skazana na nieunikniony trudny finał. Gdyby nie takie blogi pewnie do niewielu dotarłoby, że wtedy każdy dzień jest zwycięstwem, ponieważ to nie walka z czasem, tylko rozszerzenie tego czasu na przestrzenie, o których nawet nie śniło się filozofom, a jeśli nawet – to tylko im.


Jest też w moim pisaniu zamysł pewien. Wydawać by się mogło, że to oddech między garami, praniem a pracą, lecz mamyszóstki zwierzenia mają za cel poruszyć tę tkankę, w którą wyposażeni są bezsprzecznie poeci, bywalcy PIWNICY POD BARANAMI, lamowie tybetańscy, filozofowie i wszyscy ci, którzy słysząc lub czytając „Dezyderatę” mają łzy w oczach. To nie relacje z dnia codziennego stanowić mają treść, choć bez nich puste byłyby myśli wszelkie i pozbawione woni przypalającego się kurczaka z kuchni czy łomotu zawalającej się wieży z klocków Lego w dziecięcym pokoju.


Ponieważ miało być szczerze, gdzieś musiałam wytyczyć granicę. Kto chce czytać, niechaj czyta. Lekko i z przytupem nie zawsze będzie. Wspomnę tu i ówdzie o wydeptywaniu ścieżki wokół własnego poletka, ale głosem profesora Snape’a gromko wołam: „Nie będzie tu machania różdżkami ani głupich zaklęć!” Choć żadne doświadczenia głupie nie są, nie każde nadaje się na sprzedaż, o czym każdy szanujący się bloger pamiętać powinien.


I to niniejszym czynię. Składam ten mój mały świat, co się potłukł ostatnio, licząc na to, że wszystkie elementy się odnajdą. Katharsis już było. A ponieważ kobietą jestem ponad miarę swoich czasów, z dystansem podchodzę do marzeń i snów :twisted:



 

https://www.youtube.com/watch?v=vz1Hx5Ne6aU

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jeszcze jeden żonkil, czyli ... gdybym znała Kadisz

W rankingu

Inny świat