SZCZYPTA MAGII
Zbierałam się, żeby napisać zupełnie o czymś innym, ale czas na twórczość literacką mam ostatnio ściśle reglamentowany z uwagi na pracę, inne obowiązki (domowe i społeczne) oraz … wredną wersję Office 2007 ściągniętą z netu, która za każdym razem mi przypomina, że mogę skorzystać jeszcze tylko x razy (notki najpierw piszę w Wordzie, ponieważ Przedwieczny już kilka cennych a niezapisanych wziął i unicestwił, prosto w kosmos poszły). Ewa, której zdanie na wiele tematów szanuję, a która mnie do Versatile blogger award wytypowała, musi jeszcze chwilkę zaczekać, ponieważ ja najpierw uleję sobie na temat, który mnie zdopingował również za jej sprawą.
Nie lubię, gdy ktoś mną manipuluje. Wszystko jedno – papież, szef, hydraulik. Lubię mieć wytłumaczone dlaczego tak, a nie inaczej. Zakładam, że moje dzieci również. Zdarza się, że pewne sprawy należy narzucić, bo wymaga tego nagła sytuacja, ale staram się wytłumaczyć moje decyzje później.
Lubię natomiast się uczyć i dowiadywać rzeczy nowych. Przechowuję w pamięci skrawki rozmów, tematy, myśli, do których wracam, gdy przeczytam coś, obejrzę w tv albo uczestniczę w ciekawej dyskusji.
Dzisiaj poruszył mnie ten wykład oraz artykuł. Zagotowało się we mnie.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,13524146,Ksiadz_do_rodzicow___Karcenia_chlopcu_nie_zaluj__Uderzysz_.html?lokale=warszawa#BoxWiadTxt
Mogę rozumieć intencje dyrekcji szkoły. Mogę nawet usiłować wytłumaczyć sobie, że ksiądz chciał dobrze. Ale wiem również, że do ludzi prostych należy mówić wprost, nie metaforami. Bić to znaczy bić. Demon znaczy demon. Czarownica to czarownica. A zło jest złe i należy je tępić.
Zabrakło mi w tym wykładzie rzeczy najważniejszej: jak dostrzegać rzeczy dobre.
To, co teraz napiszę może wydać się obraźliwe dla dludzi głęboko wierzących. Zapewniam, że nie taki jest cel mojej wypowiedzi. Jedyne, co staram się osiągnąć, to w miarę obiektywna analiza faktów.
Zgadzam się z opinią, że „Harry Potter” to nie jest film ani lektura dla dzieci poniżej 10 roku życia, poza pierwszą częścią. Ale u nas w domu wiele filmów młodsze dzieci oglądają razem z nami. Bo to my, rodzice, potrafimy im pewne rzeczy wyjaśnić, pokazać jak je interpretować. Według mnie Harry Potter to zwyły chłopiec obdarzony niezwykłymi talentami, które umiejętnie rozwinął. Jak w przypowieści o pięciu talentach (Mt 25, 14-30). Najpierw ktoś uświadomił mu, że te talenty posiada. W dodatku chłopiec dokonał świadomego i dojrzałego wyboru, by pewnych talentów nie rozwijać, ponieważ wiążą się z mroczną siłą. Choć miał wspaniałych przyjaciół, godną pozazdroszczenia protekcję, mimo wszystko jego osiągnięcia nie przychodziły mu z łatwością. Jest w tej książce jeszcze jeden bardzo ważny wątek: matka Harrego Pottera oddała za niego życie, dając chłopcu tym samym większą moc do zmierzenia się z siłą Voldemorta. Jak pamiętam z lekcji religii, Jezus Chrystus po to oddał życie za nas na krzyżu, aby uwolnić ludzi od piętna śmierci i dać im siłę i wiarę. Bez jego ofiary ludzie nie wierzyliby, że duch jest silniejszy niż ciało. Że żyć można i po śmierci. Że pozostawiając ludziom tradycję symbolicznego karmienia się jego ciałem, przekazał im swoją moc: duchową siłę. Bo ludzie wierzą, że ofiara nie może pójść na marne.
Księdza W. wyraźnie denerwuje magia. Cóż jest do magii potrzebne? Wiedza, gadżety, umiejętność manipulowania ludźmi, tajemnicze gesty i słowa, ofiara. Gdy byłam dzieckiem najbardziej magiczny ze wszystkiego wydawał mi się kościół, a zwłaszcza msze. Wpatrywałam się w księdza odprawiającego mszę jak w tajemniczego mistyka. Księża zawsze wydawali mi się lepszymi magikami niż iluzjoniści (przepraszam za porównanie). Zachwycona magią kościoła odprawiałam msze moim zabawkom. Szczerze i z uczuciem. Czy pięcio- lub sześcioletnie dziecko można za to winić? To nie demony mną zawładnęły tylko niewiedza. Przyłapana przez babcię na rozdawaniu komunii miśkom i lalkom, skarcona słownie, a następnie odpowiednio poinstruowana, zaprzestałam tych praktyk. Parę ładnych lat temu przyłapałam moje dzieci na udzielaniu sobie komunii. Najpierw się schowałam, żeby się wyśmiać w spokoju, a potem spokojnie i z poważną miną wytłumaczyłam, czym jest opłatek, czym jest Komunia, czym jest symbol wiary. Jeżeli wiemy, dlaczego pewne rzeczy można robić, a pewnych nie, łatwiej jest po życiu się poruszać.
Ksiądz W. skarży się na wplatanie elementów magicznych w świat poznawany przez dzieci. Straszy konsekwencjami opętania przez demony (nawet kieszonkowe) , wiedźmy (zwłaszcza anglojęzyczne) czy wróżbitów. Niepokoi go fakt, że gazetka „Witch” wyposaża dzieci w gadżety okultystyczne. Narzeka na brak świadomości konsekwencji słów, które wypowiadamy („Idź do licha”). Po części podzielam jego zdanie. Nie wiem, czy powszechnie wiadomo, że wypowiedzenie po arabsku zdania „Nie ma boga prócz Allaha, a Muhammad jest wysłannikiem Allaha” jest wyznaniem wiary muzułmańskiej? Przyznam uczciwie, że ostatnio ucząc się tego języka, czytałam to zdanie na głos. Czy to znaczy, że już stałam się muzułmanką? W mądrych książkach piszą, że nie, bo oprócz wypowiedzenia formuły, należy wzbudzić w sobie szczerą intencję. Innymi słowy, trzeba wierzyć w to, co się mówi. Natomiast, aby szczerze wierzyć, trzeba wiedzieć, co te słowa znaczą. I jakie mogą być konsekwencje ich wypowiedzenia.
Chciałabym móc to ująć inaczej, ale nie potrafię: wiara to magia. Wiara czyni cuda. „Idź, twoja wiara Cię uzdrowiła”. „Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze: "Przesuń się stąd tam!", a przesunie się” (Mt 17, 20). Apostołowie prosili Jezusa, aby wzmocnił ich wiarę (Łk 17,5) Nie było to łatwe, ponieważ Chrystus, jakiego znamy z ewangelii jawi się jako „zatwardziały” pacyfista, a w życiu tak bywa na ogół, że nadstawianie drugiego policzka szybko pożądanych efektów nie przynosi. W czasach Chrystusa (a i teraz również) liczyła się władza, ponieważ ten, kto posiada władzę, może wszystko. Nauczyciel Apostołów tymczasem do władzy się nie pchał. Uczył jak być dobrym. Jak służyć. Uczył cierpliwości i pokory. I wiary w siłę modlitwy. Wszystkich zaskakiwało, że tak wielu przychodziło słuchać, jak naucza.
Moim zdaniem ksiądz W. nieco zbyt gorliwie chciałby walczyć z magią (z mojego dzieciństwa pamiętam czarodziejski pierścień z filmowej baśni „Arabella”- każdy marzył, by go mieć), z tymi demonami czyhającymi wszędzie, grzmiąc niczym św. Paweł, najbardziej znany konserwatysta. Nawet jeżeli o biciu dziecka mówił w przenośni, wiele osób może go posłuchać. A przemocą i tak celu się nie osiągnie. Spójrzmy na naszą rodzimą wiarę z innej perspektywy:
Wprowadzając chrześcijaństwo na ziemiach polskich Chrobry się nie patyczkował: obalano posągi Świętowita, Trygława, Swaroga, Swarożyca i innych słowiańskich bogów, palono wsie i mordowano wyznawców dawnych bóstw, bo liczył się interes polityczny. Skupienie władzy nad wieloma plemionami w ręku jednego władcy, zaprezentowanie swojej siły i potęgi, by zaistnieć w cywilizowanym (czytaj: chrześcijańskim) świecie przyćmiewało inne sprawy. Cel został osiągnięty. Niejaki Chrobry został odnotowany w kronikach, biskupstwo w Gnieźnie pojawiło się na mapach. Wykształceni mogli w kulturalny sposób rozmawiać o strefach wpływów, wiedzieli z kim należy się liczyć i było OK. No, chyba, że jakiś konflikt graniczny, ale wystarczyło w Odrę wbić pale i sprawa znów na jakiś czas była załatwiona.
Władcę, który bronił podwładnych przed wrogiem sławiono, musiał się starać. Póki oddawali mu cześć, miał ich poparcie. Tu i ówdzie rzekami i traktami przemieszczali się misjonarze. Po co? Żeby pokazać, że ta wiara w tego nowego, ukrzyżowanego Boga to niekoniecznie sromota taka. Że ten Bóg wcale nie gorszy od tych dawnych. A jak się zgromadziło większą ilość wiernych, można było liczyć i na nowy kościół (wierni będą go bronić), parafię (małą strefę wpływów), biskupstwo (bezpłatne utrzymanie, a do tego honory). W zamian wierni mieli murowany budynek, w którym mogli się schronić w razie ataku wroga, a kapłan modlitwą dawał im wiarę i nadzieję. Kościół to również wykształcenie. Rozwój pisma. Dokumenty. W zapisane i opisane fakty trudno było wątpić. Oczywiście tym, którzy potrafili je odczytać.
Słowianie nie dysponowali dokumentami pisanymi na temat wiary przedchrześcijańskiej, ale misjonarze i tak musieli pogodzić nowy kult ze starym. Bo ten drugi, choć niepisany (dosłownie i w przenośni) był tak silny, że przetrwał do czasów dzisiejszych. Sobótka, czyli noc Kupalna albo Wianki to nazwa pogańskiego święta o wiele bardziej znana niż Noc Świętojańska. Boże Narodzenie połączono ze słowiańskim kolędowaniem, czyli Świętem Godów. Tradycja pustego nakrycia na stole wigilijnym wywodzi się od nakrycia przygotowanego dla duchów przodków. Słowiańskie są jabłka, orzechy i łakocie na choince. Sama Wigilia (Szczodry Wieczór) w Polsce jest świętem o wiele ważniejszym niż Boże Narodzenie gdziekolwiek na świecie, a jest to niezbity dowód na to, że bogato zastawiony stół (12 potraw) można pogodzić ze skromnością jezusowej szopki, umieszczając trochę sianka pod obrusem i dzieląc się ascetycznym opłatkiem zamiast tradycyjnym kołaczem symbolizującym obfitość. Na koniec Wielkanoc z pogańskimi jajkami jako jej symbolem czy Dyngusem w dzień po niej następującym. Już tyle lat w Polsce chrześcijańskie i przedchrześcijańskie tradycje funkcjonują doskonale wymieszane w naszej kulturze, czy warto zatem drzeć koty o Harrego Pottera i wróżki? Raz zakorzenioną wiarę trudno wyplenić. Przypomnijmy sobie walki o „krzyż smoleński”.
Na ostatek coś z rodzinnego podwórka:
- Chciałbym latać na miotle, jak Harry Potter – stwierdza mój Pięciolatek.
- Ale to była zaczarowana miotła, synku.
- A ty umiesz czarować?
- Jak udaje mi się zrobić coś dobrego i trudnego, to wydaje mi się, że to czary.
Nie lubię, gdy ktoś mną manipuluje. Wszystko jedno – papież, szef, hydraulik. Lubię mieć wytłumaczone dlaczego tak, a nie inaczej. Zakładam, że moje dzieci również. Zdarza się, że pewne sprawy należy narzucić, bo wymaga tego nagła sytuacja, ale staram się wytłumaczyć moje decyzje później.
Lubię natomiast się uczyć i dowiadywać rzeczy nowych. Przechowuję w pamięci skrawki rozmów, tematy, myśli, do których wracam, gdy przeczytam coś, obejrzę w tv albo uczestniczę w ciekawej dyskusji.
Dzisiaj poruszył mnie ten wykład oraz artykuł. Zagotowało się we mnie.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,13524146,Ksiadz_do_rodzicow___Karcenia_chlopcu_nie_zaluj__Uderzysz_.html?lokale=warszawa#BoxWiadTxt
Mogę rozumieć intencje dyrekcji szkoły. Mogę nawet usiłować wytłumaczyć sobie, że ksiądz chciał dobrze. Ale wiem również, że do ludzi prostych należy mówić wprost, nie metaforami. Bić to znaczy bić. Demon znaczy demon. Czarownica to czarownica. A zło jest złe i należy je tępić.
Zabrakło mi w tym wykładzie rzeczy najważniejszej: jak dostrzegać rzeczy dobre.
To, co teraz napiszę może wydać się obraźliwe dla dludzi głęboko wierzących. Zapewniam, że nie taki jest cel mojej wypowiedzi. Jedyne, co staram się osiągnąć, to w miarę obiektywna analiza faktów.
Zgadzam się z opinią, że „Harry Potter” to nie jest film ani lektura dla dzieci poniżej 10 roku życia, poza pierwszą częścią. Ale u nas w domu wiele filmów młodsze dzieci oglądają razem z nami. Bo to my, rodzice, potrafimy im pewne rzeczy wyjaśnić, pokazać jak je interpretować. Według mnie Harry Potter to zwyły chłopiec obdarzony niezwykłymi talentami, które umiejętnie rozwinął. Jak w przypowieści o pięciu talentach (Mt 25, 14-30). Najpierw ktoś uświadomił mu, że te talenty posiada. W dodatku chłopiec dokonał świadomego i dojrzałego wyboru, by pewnych talentów nie rozwijać, ponieważ wiążą się z mroczną siłą. Choć miał wspaniałych przyjaciół, godną pozazdroszczenia protekcję, mimo wszystko jego osiągnięcia nie przychodziły mu z łatwością. Jest w tej książce jeszcze jeden bardzo ważny wątek: matka Harrego Pottera oddała za niego życie, dając chłopcu tym samym większą moc do zmierzenia się z siłą Voldemorta. Jak pamiętam z lekcji religii, Jezus Chrystus po to oddał życie za nas na krzyżu, aby uwolnić ludzi od piętna śmierci i dać im siłę i wiarę. Bez jego ofiary ludzie nie wierzyliby, że duch jest silniejszy niż ciało. Że żyć można i po śmierci. Że pozostawiając ludziom tradycję symbolicznego karmienia się jego ciałem, przekazał im swoją moc: duchową siłę. Bo ludzie wierzą, że ofiara nie może pójść na marne.
Księdza W. wyraźnie denerwuje magia. Cóż jest do magii potrzebne? Wiedza, gadżety, umiejętność manipulowania ludźmi, tajemnicze gesty i słowa, ofiara. Gdy byłam dzieckiem najbardziej magiczny ze wszystkiego wydawał mi się kościół, a zwłaszcza msze. Wpatrywałam się w księdza odprawiającego mszę jak w tajemniczego mistyka. Księża zawsze wydawali mi się lepszymi magikami niż iluzjoniści (przepraszam za porównanie). Zachwycona magią kościoła odprawiałam msze moim zabawkom. Szczerze i z uczuciem. Czy pięcio- lub sześcioletnie dziecko można za to winić? To nie demony mną zawładnęły tylko niewiedza. Przyłapana przez babcię na rozdawaniu komunii miśkom i lalkom, skarcona słownie, a następnie odpowiednio poinstruowana, zaprzestałam tych praktyk. Parę ładnych lat temu przyłapałam moje dzieci na udzielaniu sobie komunii. Najpierw się schowałam, żeby się wyśmiać w spokoju, a potem spokojnie i z poważną miną wytłumaczyłam, czym jest opłatek, czym jest Komunia, czym jest symbol wiary. Jeżeli wiemy, dlaczego pewne rzeczy można robić, a pewnych nie, łatwiej jest po życiu się poruszać.
Ksiądz W. skarży się na wplatanie elementów magicznych w świat poznawany przez dzieci. Straszy konsekwencjami opętania przez demony (nawet kieszonkowe) , wiedźmy (zwłaszcza anglojęzyczne) czy wróżbitów. Niepokoi go fakt, że gazetka „Witch” wyposaża dzieci w gadżety okultystyczne. Narzeka na brak świadomości konsekwencji słów, które wypowiadamy („Idź do licha”). Po części podzielam jego zdanie. Nie wiem, czy powszechnie wiadomo, że wypowiedzenie po arabsku zdania „Nie ma boga prócz Allaha, a Muhammad jest wysłannikiem Allaha” jest wyznaniem wiary muzułmańskiej? Przyznam uczciwie, że ostatnio ucząc się tego języka, czytałam to zdanie na głos. Czy to znaczy, że już stałam się muzułmanką? W mądrych książkach piszą, że nie, bo oprócz wypowiedzenia formuły, należy wzbudzić w sobie szczerą intencję. Innymi słowy, trzeba wierzyć w to, co się mówi. Natomiast, aby szczerze wierzyć, trzeba wiedzieć, co te słowa znaczą. I jakie mogą być konsekwencje ich wypowiedzenia.
Chciałabym móc to ująć inaczej, ale nie potrafię: wiara to magia. Wiara czyni cuda. „Idź, twoja wiara Cię uzdrowiła”. „Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze: "Przesuń się stąd tam!", a przesunie się” (Mt 17, 20). Apostołowie prosili Jezusa, aby wzmocnił ich wiarę (Łk 17,5) Nie było to łatwe, ponieważ Chrystus, jakiego znamy z ewangelii jawi się jako „zatwardziały” pacyfista, a w życiu tak bywa na ogół, że nadstawianie drugiego policzka szybko pożądanych efektów nie przynosi. W czasach Chrystusa (a i teraz również) liczyła się władza, ponieważ ten, kto posiada władzę, może wszystko. Nauczyciel Apostołów tymczasem do władzy się nie pchał. Uczył jak być dobrym. Jak służyć. Uczył cierpliwości i pokory. I wiary w siłę modlitwy. Wszystkich zaskakiwało, że tak wielu przychodziło słuchać, jak naucza.
Moim zdaniem ksiądz W. nieco zbyt gorliwie chciałby walczyć z magią (z mojego dzieciństwa pamiętam czarodziejski pierścień z filmowej baśni „Arabella”- każdy marzył, by go mieć), z tymi demonami czyhającymi wszędzie, grzmiąc niczym św. Paweł, najbardziej znany konserwatysta. Nawet jeżeli o biciu dziecka mówił w przenośni, wiele osób może go posłuchać. A przemocą i tak celu się nie osiągnie. Spójrzmy na naszą rodzimą wiarę z innej perspektywy:
Wprowadzając chrześcijaństwo na ziemiach polskich Chrobry się nie patyczkował: obalano posągi Świętowita, Trygława, Swaroga, Swarożyca i innych słowiańskich bogów, palono wsie i mordowano wyznawców dawnych bóstw, bo liczył się interes polityczny. Skupienie władzy nad wieloma plemionami w ręku jednego władcy, zaprezentowanie swojej siły i potęgi, by zaistnieć w cywilizowanym (czytaj: chrześcijańskim) świecie przyćmiewało inne sprawy. Cel został osiągnięty. Niejaki Chrobry został odnotowany w kronikach, biskupstwo w Gnieźnie pojawiło się na mapach. Wykształceni mogli w kulturalny sposób rozmawiać o strefach wpływów, wiedzieli z kim należy się liczyć i było OK. No, chyba, że jakiś konflikt graniczny, ale wystarczyło w Odrę wbić pale i sprawa znów na jakiś czas była załatwiona.
Władcę, który bronił podwładnych przed wrogiem sławiono, musiał się starać. Póki oddawali mu cześć, miał ich poparcie. Tu i ówdzie rzekami i traktami przemieszczali się misjonarze. Po co? Żeby pokazać, że ta wiara w tego nowego, ukrzyżowanego Boga to niekoniecznie sromota taka. Że ten Bóg wcale nie gorszy od tych dawnych. A jak się zgromadziło większą ilość wiernych, można było liczyć i na nowy kościół (wierni będą go bronić), parafię (małą strefę wpływów), biskupstwo (bezpłatne utrzymanie, a do tego honory). W zamian wierni mieli murowany budynek, w którym mogli się schronić w razie ataku wroga, a kapłan modlitwą dawał im wiarę i nadzieję. Kościół to również wykształcenie. Rozwój pisma. Dokumenty. W zapisane i opisane fakty trudno było wątpić. Oczywiście tym, którzy potrafili je odczytać.
Słowianie nie dysponowali dokumentami pisanymi na temat wiary przedchrześcijańskiej, ale misjonarze i tak musieli pogodzić nowy kult ze starym. Bo ten drugi, choć niepisany (dosłownie i w przenośni) był tak silny, że przetrwał do czasów dzisiejszych. Sobótka, czyli noc Kupalna albo Wianki to nazwa pogańskiego święta o wiele bardziej znana niż Noc Świętojańska. Boże Narodzenie połączono ze słowiańskim kolędowaniem, czyli Świętem Godów. Tradycja pustego nakrycia na stole wigilijnym wywodzi się od nakrycia przygotowanego dla duchów przodków. Słowiańskie są jabłka, orzechy i łakocie na choince. Sama Wigilia (Szczodry Wieczór) w Polsce jest świętem o wiele ważniejszym niż Boże Narodzenie gdziekolwiek na świecie, a jest to niezbity dowód na to, że bogato zastawiony stół (12 potraw) można pogodzić ze skromnością jezusowej szopki, umieszczając trochę sianka pod obrusem i dzieląc się ascetycznym opłatkiem zamiast tradycyjnym kołaczem symbolizującym obfitość. Na koniec Wielkanoc z pogańskimi jajkami jako jej symbolem czy Dyngusem w dzień po niej następującym. Już tyle lat w Polsce chrześcijańskie i przedchrześcijańskie tradycje funkcjonują doskonale wymieszane w naszej kulturze, czy warto zatem drzeć koty o Harrego Pottera i wróżki? Raz zakorzenioną wiarę trudno wyplenić. Przypomnijmy sobie walki o „krzyż smoleński”.
Na ostatek coś z rodzinnego podwórka:
- Chciałbym latać na miotle, jak Harry Potter – stwierdza mój Pięciolatek.
- Ale to była zaczarowana miotła, synku.
- A ty umiesz czarować?
- Jak udaje mi się zrobić coś dobrego i trudnego, to wydaje mi się, że to czary.
Świetny tekst :)
OdpowiedzUsuńIleż się uzyska, działając z miłością, pokorą i chęcią zrozumienia innych ludzi, jak mało łojąc ich lagą, choćby była największa.
Więcej te księże wykłady wyrządzają szkody niż pożytku.
Uściski.