BORDERLINES czyli MYŚLI Z POGRANICZA
1. ODDECH LORDA VADERA, WIRUJĄCE MANDALE ORAZ SKRÓCONA INSTRUKCJA OBSŁUGI ASTMATYCZKI
Zdarza się, że brutalna rzeczywistość podłoży mi świnię np. w postaci kota w najmniej pożądanym momencie. Żeby było jasne, nie mam nic do kotów ani ich właścicieli. Tylko do tych kocich alergenów, psia ich mać.
Przyjechałam w rodzinne strony z gorączką, wirusem grypopodobnym, zainfekowaną dorosłą PESELowo córką, rzygającym psem oraz jedynym zdrowym z tej ekipy, Starszym z Młodszych. Niewyspana. Na permanentnym stresie od rana. To były minus trzy punkty na samym wejściu. Potem wystarczyła mi kąpiel w tej samej łazience, w której poprzedniego dnia poddano przymusowym ablucjom jedną z domowych kotek, upapraną po łokcie w impregnacie do terakoty, by mój „kubek alergenów” przebrał miarę.
Później wypadki potoczyły się błyskawicznie. Mój świszczący oddech Lorda Vadera zamilkł gwałtownie, ponieważ nie miał którędy przedrzeć się przez ściśnięte oskrzela. Nadludzkim wysiłkiem wydusiłam okrzyk pomocy. Usłyszałam że ktoś biegnie. Czas zwolnił. Przed oczami miałam obracające się mandale ozdobione na brzegach wirującymi fraktalami. Kilka kroków do kanapy zrobiłam z niewidzącymi oczami. One widziały coś innego. Sceny z życia? Owszem, też, ale zbyt szybko mignęły, by ustąpić miejsca … myślicie, że osławionemu „światełku w tunelu”? Nie do końca. Najpierw był ciemny krąg, coraz większy i większy. Byłam tu już drugi raz, wiedziałam, że muszę odwrócić wzrok, gdy tylko pojawi się jasność, która wciąga jak wir, by nie pozwolić się jej porwać. Wokół były gwiazdy. Wszechświat. Galaktyki i fajerwerki. Wszystko w czerni i bieli. Albo ta część umierania jest zdecydowanie przereklamowana albo to ja mam zbyt kolorowe życie aby ją docenić. A może za tą granicą jest jeszcze jedna, po przekroczeniu której jest trudniej wrócić. Skupiłam się na bodźcach zewnętrznych. Wcześniej niedotleniony mózg wyłączał po kolei niepotrzebne obwody. Najpierw wzrok. Doturlałam się do kanapy w samą porę. Chwilę później straciłam czucie w kończynach. Działała przepona, kręgosłup napięty by w nienaturalny sposób przygiąć klatkę piersiową do pozycji, w której łatwiej się oddycha, odbierałam też bodźce słuchowe i częściowo dotykowe. Ktoś czymś wachlował, bo czułam delikatne drgania powietrza na policzkach, ktoś wzywał pogotowie.
Siny kolor skóry przeraża. W szkolnych podręcznikach do przyrody mało jest praktycznych informacji. Noworodek rodzi się siny. Sine jest dziecko w bezdechu. Siny jest niedotleniony astmatyk. Sinieje skóra osób cierpiących na choroby serca i układu krążenia. Siniejąca skóra informuje: dajcie tlenu natychmiast! Dla dziecka nawet krótkotrwałe niedotlenienie może mieć skutki tragiczne. Otworzyć okno, wynieść niedotlenioną osobę na zewnątrz, jeśli jest ciepło. Nogi wyżej. Niedotlenionego astmatyka nie pochylać na siłę. On napina mięśnie w taki sposób, by zapewnić sobie chociaż minimalny dostęp tlenu do zaciśniętych oskrzeli. Oskrzela to dwie rurki, które podczas napadu duszności zwężają się odbierając płucom dostęp powietrza. Astmatycy mają na ogół inhalator z lekiem krótkotrwale działającym, rozkurczającym oskrzela. Ale w ostrym ataku duszności może on nie pomóc.
Mówi się „Ryby i dzieci głosu nie mają”. Do tej grupy dodałabym również astmatyków. Nie mają głosu, bo poruszenie każdym mięśniem to większe zużycie paliwa, czyli tlenu, którego podczas silnego napadu duszności po prostu brak. Szkoda energii na głos i artykułowanie dźwięków, kiedy potrzeba jej do oddychania. Wdech-wydech. Wdech-wydech. Wdech wydech. Krótkie. Umysł koncentruje się na wyrównaniu oddechu, na dostarczeniu paliwa, nie na rozmowie. Nie zalewajcie potokiem pytań duszącego się człowieka. Ewenement mózgu astmatyka polega na tym, że podczas ataku duszności świadomie przejmuje kontrolę nad oddychaniem. Kolokwialnie ujmując, astmatyk podczas zaostrzenia choroby nie leci na autopilocie.
Napisałam, że mózg działał, miał kontrolę nad przeponą, mięśniami szyjnej i piersiowej części kręgosłupa, funkcjonował zmysł słuchu i dotyku, nie straciłam świadomości nawet, gdy przestałam widzieć. Zamknięte oczy mogą zmylić. Jeśli astmatyk słyszy ( a ja słyszałam niemal wszystko, co się wokół działo), gdy tylko zbierze wystarczająco dużo tlenu, by odrobinę odetchnąć, na pewno odpowie. Lub kiwnie głową. Otworzy oczy. Nie zdziwcie się, gdy rzuci nawet siarczystą polszczyzną, gdy np. każecie mu oddychać do torebki, bo gdzieś jest napisane, że to pomaga. Moim zdaniem, nie. My nie roślinki, nie jedziemy na dwutlenku węgla, tylko na tlenie. Ulgę przynosi wachlowanie, dostęp świeżego powietrza, tlenu.
Pominę szczegóły przybycia ratowników medycznych. Musiałam mieć kolor pacjentki na zejściu i przerazić nawet ich, bo pakując mnie do karetki zapomnieli zabrać swojej czarodziejskiej walizeczki. Poczułam się lepiej, gdy tylko dostałam życiodajny tlen. Mogłam mówić.
2. SIOSTRY ASTMATYCZKI
Kilka dłuższych chwil potem rozmawiałam z lekarką w szpitalu. Uparła się, żeby mnie zostawić na oddziale. Po rozważeniu oczywistych korzyści (brak alergenów, dożylne leki rozkurczowe, obecność pulmonologa non stop) i z myślą „Wigilia dopiero jutro, jeszcze zdążę zabezpieczyć brakujące prezenty”, zostałam.
Sala była dwuosobowa. Po lewej stronie, za oknem, kołysały się na wietrze ośnieżone sosny. Po prawej – ciężko oddychała pani Ewa. Znad poduszki za głową syczał przyjaźnie tlen.Ściemniało się. Korytarz przemierzały powolnym krokiem i ciężko dysząc przygarbione kobiece postacie. Jedna z nich przyszła do nas. Oparła się z ulgą na barierce łóżka mojej sąsiadki. Słowo – dwa oddechy- zdanie- sześć oddechów. Znów słowa, znów wentylacja. Silnie natlenione powietrze w sali niewiele jej pomagało. Rozmowa małych gestów, krótkich słów, ruchów gałek ocznych. Można by pomyśleć, że my, astmatycy, bracia i siostry w braku tchu, porozumiewamy się w jakiejś części telepatycznie. Pierwszy raz znalazłam się wśród osób, które znały to uczucie. I ten język gestów i urywanych słów i zdań. Gdzie mimika twarzy wyraża nawet skomplikowane myśli, a poszczególne ruchy mięśni układają się w słowa, zdania, głębokie treści.
Jest noc. Czytam, piszę i myślę. Natlenione powietrze działa lepiej niż mocna kawa. Ewa zasnęła, więc gaszę światło i ciepło ubrana wymykam się na korytarz z książką. Jest zbyt ciekawa, by jej nie skończyć. O 2.30 docieram do ostatniej strony i wracam do natlenionej sali. Nie mogę spać. Miałam przygotowywać z mamą i siostrą świąteczne potrawy, rozmawiać z bliskimi, których widuję tak rzadko, więcej czasu spędzić z własnymi dziećmi przy wspólnej pracy w kuchni. Tymczasem tkwię tu sama, poprawiając kołdrę pani Ewie i przy każdym jej bardziej dyszącym oddechu, który wybudza ją z lekkiego snu pytam, czy czegoś nie potrzebuje. „Nie, dziecko, śpij i nie myśl!” – odpowiada.
Nie potrafię nie myśleć. To, co mnie spotkało jest jakimś kolejnym bonusem do życia. Znów byłam na granicy i znów wróciłam. I tutaj, w szpitalu, jestem wśród swoich. Mam natleniony pokój i czas dla siebie. Na drugim końcu miasta ktoś martwi się o mnie, myśli o mnie. Nie, ja tu jednak nie pasuję. Nie przyjechałam chorować. Duszności minęły w karetce, od kilkunastu godzin nic mi nie dolega.
Rano po przeanalizowaniu wyników badań, które są w normie poza podwyższonym CRP, wychodzę ze szpitala na własne żądanie.Długo żegnam się z Ewą i z jej towarzyszką z sąsiedniej sali. Życzymy sobie spokoju, zdrowia i powietrza.
3. BORDERLINE
Może ta podróż na kraniec życia miała sens. Podejrzewam, że byłabym bardzo niepokornym duchem, nie potrafiącym pogodzić się z własną śmiercią. Zawróciłam spod granicy, ponieważ wiedziałam, że jest jeszcze tak dużo spraw, które muszę skończyć. Jest tyle pytań, na które chciałabym poznać odpowiedzi. Tyle miejsc, które chciałabym zobaczyć. Tyle doświadczeń, których nie zaznałam. Tyle rozmów, które muszę przeprowadzić. Tyle osób, które na mnie liczą. I są dzieci, których nie chciałabym zostawić na tym etapie. I mój Borderliner. Wieloletni trud zsynchronizowania się z jego sinusoidą mam już za sobą. Teraz może być tylko lepiej. Ale tak wiele rzeczy trzeba jeszcze naprawić. I to szybko. Przecież życie ma się jedno. A ono takie kruche jest. Jego granica jest cienka jak powierzchnia wody. Każdego dnia ocieramy się o śmierć nie zdając sobie z tego sprawy.
kochana, tlenu życzę, niech go nigdy nie zabraknie :****
OdpowiedzUsuńi zawsze zawsze zawsze będę się od Ciebie uczyc ! :)))
Link do strony otrzymałam od Pani mamy. Jestem pod wielkim wrażeniem. Będę zaglądać. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo serdecznie ;-)
OdpowiedzUsuńWitam, prosz e o kontakt na wskazany adres. Współpraca?
OdpowiedzUsuń