Peggy&Piggy

Choroby odszkolne chyba mamy już w tym roku odfajkowane. Hura, hura, po 2 tygodniach komplet juniorstwa poszedł do szkół. Zostałam w domu z bałaganem oraz inwentarzem, z których ten drugi właśnie parę dni temu się powiększył.

Kolejny w naszej rodzince trzynastolatek zaczął właśnie delektować się możliwościami jakie daje własne konto i karta płatnicza. Ale przyjemnie zaskoczyło nas to, że zanim poszedł do sklepu zoologicznego, powiedział o swoich planach.

Każde dziecko marzy o własnym zwierzątku. M. mówił o tym od dawna. Mając na przestrzeni ostatnich 11 lat osobiste doświadczenia ze smutkiem po odejściu wiernego Bacusia oraz czterech gryzoni (dwa myszoskoczki, jedna myszka oraz jeden chomik) i 2 owadów (patyczaki, zmarły ze starości, ale jednak przykro), miałam jak zwykle negatywną odpowiedź przygotowaną. Obi (pies) oraz Peggy (świnka morska) to zwierzaki, na których obecność w naszej rodzince złożyły się odpowiedzialne funkcje osobistych właścicieli (najstarszych z juniorstwa) włączające pielęgnację oraz wydatki (no dobra, my seniorzy, dorzucamy się do podstawowego jedzenia, ściółki i weterynarza). Przyjęcie kolejnego „nieludzkiego” członka rodziny to ponowna weryfikacja ustaleń.

M. jest specyficzny. Starsi chłopcy mieszkają razem w pokoju. Mają tak różne charaktery, że naprawdę wiem i rozumiem, że jest im niełatwo. Ale w życiu na ogół nie jest łatwo, więc chyba zapewniliśmy im optymalne i naturalne warunki ;) W ich pokoju mieszka też Peggy, w klatkowym apartamencie o sporej przestrzeni. Jest pupilką nas wszystkich, ale jej właścicielem jest najstarszy. Nie uszło jednak uwadze domowników, że to M. tuli ją najczęściej i zapewnia te należne uroczemu towarzyskiemu gryzoniowi pieszczoty. Zwłaszcza, że gryzoń wychowany przez ludzi, łagodny, bez jakiejkolwiek agresji.

Parę dni temu do sklepu zoologicznego poszli we dwóch. Wybierali towarzyszkę dla Peggy. Na szczęście w sklepie zwierzaka nie sprzedaje się małoletnim  , więc następnego dnia byłam tam razem z młodym. Gapiliśmy się na świnki przez ponad 20 minut. Samiczki były 4, wszystkie ochrzczone przez nas roboczo, żebyśmy mogli łatwo wymieniać opinie na ich temat. Na zdrowe wyglądały tylko dwie, „Czyściocha” (ciągle się myła) oraz „Kudłata” (krzyżówka alpaki z rozetką), a „Krowa” i „Skunksik” (nazwy od ubarwienia) za mocno wydały nam się niemrawe (zwłaszcza, że M. dzielił się wrażeniami z obserwacji z poprzedniego dnia). W zasadzie świnkę mieliśmy już wybraną, ale trzeba było pewne sprawy dobrze omówić, więc zrobiliśmy zakupy w kilku sklepach w centrum handlowym, zanim wróciliśmy do zoologa.

Niestety nasz typ okazał się świnką-niespodzianką, albo świnką-skarbonką. Okazało się, że ma trochę… duży brzuszek. Przestało nas dziwić, że tak bardzo dbała o higienę LOL. Plan B był kudłaty, ale miałam wrażenie, że trochę mało ruchliwy … do momentu, gdy pani ze sklepu chciała świneczkę wyłowić. Nie było szybszej od „Kudłatej”!

Imię oficjalne było już wybrane i od piątku Piggy jest nowym członkiem rodziny. Przez pierwsze 24 godziny bezustannie porównywaliśmy ją do Peggy, która jest z nami od ponad roku. Różnice były spore, bo młoda kudłata jest z zoologa, a Peggy od ludzi. Piggy ze strachu zjeżała się i siedziała w najciemniejszym kątku swojej klatki, zakopana w sianku. Ustaliliśmy 2-tygodniową kwarantannę, ale chłopcy nie wytrzymali. W sobotę wieczorem Piggy znalazła się w apartamencie starszej koleżanki.

Dziś, pozostawiona sam na sam ze zwierzyną, opowieści chłopców musiałam potwierdzić: Peggy zaczęła matkować Piggy. Zmieniły się dźwięki, które wydaje, terkocze z radości, gdy młodą widzi, wącha ją, zachęca, a Piggy zrobiła się mniej dzika. Chyba jeszcze bardziej lubię świnki morskie.

„To teraz jest nas jedenaścioro?” – zapytał mnie Drugoklasista. Ewidentnie, 8 + 3.
„Oui, oui, oui!” – potwierdziła głośno Peggy po francusku.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jeszcze jeden żonkil, czyli ... gdybym znała Kadisz

W rankingu

Inny świat