HERA

Ogarnięta wymianą garderoby letnio-jesiennej na zimową zapomniałam o szkolnych przebierankach. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Młodszej: Mamo, na jutro mam być Herą!

Ok, ok, profesjonalnie podeszłam do sprawy, zaczynając od uprzedzenia progenitury, że Grecy nie przykładali zbytniej wagi do stroju i ozdób, wielbiąc głównie to, co pod spodem się znajduje, czyli piękno ludzkiego ciała. Ale nie z Młodszą te numery, ona by chociaż szarfę z napisem "Hera", byleby cokolwiek namacalnego. Zgłębiłam czeluści naszafnych kartonów i wydobyłam kieckę prostą dłuższą, lekką zwiewną, może nie tunikę, ale od biedy, z kolorystycznie dobranym szalem, za strój prawie grecki może uchodzić. Do tego się nawet i jakaś biżuteria znalazła, "złota" koniecznie, z czymś na kształt diademu, bo jak bogini, to bogini.

Co do charakteru Hery... hm... poleciłam Młodszej, by skry z oczu miotała.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jeszcze jeden żonkil, czyli ... gdybym znała Kadisz

W rankingu

Inny świat