Szkoła zaczyna się ... w kwietniu
W przypadku posiadania kilkorga dzieci w wieku szkolnym, a zwłaszcza "granicznym", czyli między kolejnymi etapami edukacji, kwiecień można uznac za miesiąc wyjęty z życiorysu.
Najpierw są chwile emocji wywołane korzystaniem z elektronicznego systemu ewidencji i rekrutacji. Przygody z samym systemem opisałam rok temu - trzeba działać błyskawicznie, aby nie zostać wylogowanym w trakcie podejmowania decyzji ;) Dumnie chwalę się, że po ubiegłorocznych doświadczeniach tej wiosny problemów nie miałam - przynajmniej z zapisem przedszkolaka.
Gorzej było z sześcio/siedmiolatkiem, którego system w ogóle nie odnalazł w swojej bazie danych, a to dlatego, że młody juz "za stary" był, a ja niepotrzebnie go tam szukałam. Oświecono mnie w szkole - pierwszaki po "zerówce" zapisuje się "na piechotę". To takie urozmaicenie dla rodziców - dziecko niby w bazie danych jest, ale system go nie wykrywa, a rodzice muszą pofatygować się do wybranej szkoły, nawet jeśli junior kontynuuje w niej naukę, ponieważ "z automatu" nie przechodzi do pierwszej klasy. W każdym razie - sprawy pierwszoklasisty też w miarę szybko zostały załatwione, zwłaszcza te ewidencyjne. Po drodze mielismy jeszcze badanie dojrzałości szkolnej, podpisywanie kart pracy i testów diagnostycznych naszego sześcioipółlatka i wizytę w poradni pedagogiczno-psychologicznej, która wbrew obawom, okazała się bardzo sympatyczna. Skąd obawy? Cóż, jeżeli dziecię rysuje kilkudziesięciopalczaste stwory (wcielenia BenTena - dorośli oglądający kreskówki wspólnie z dziećmi na pewno wiedzą, o co chodzi - pozostałym wyjaśnić należy, iż rzeczony Ben Ten to dziesięciolatek obdarzony "zegarkiem" - omnitriksem, umożliwiającym przekształcanie się w różnego rodzaju potwory pomagające zwalczyć zagrażające naszej cywilizacji siły zła) lub dziewczynki i chłopców różniących się wyłącznie kolorem ubrania ( a nie długością włosów czy strojami ewidentnie determinujacymi przynależność do konkretnej płci), to nauczyciel ma poważne zastrzeżenia, czy aby na pewno taki młody człowiek rozwija się normalnie. Ja, obserwując własne dziecko (piąte z kolei) takich zastrzeżeń nie miałam. Pani psycholog w poradni na szczęście też nie ;)
Pod koniec kwietnia przyszła kolej na szóstoklasistę. Nauka samodzielności, logowanie do systemu (jego też wylogował, hi, hi), wybór przyszłej szkoły, rajd po gimnazjach i wrażenia z dni otwartych - w sumie dużo ciekawych rzeczy. No i udało się. Podania złożone - i te wygenerowane elektronicznie i te, gdzie do szkół nie objętych śródmiejskim systemem rekrutacji, trzeba było pofatygować się osobiście.
Ze spokojem mogę uznać, że rok szkolny 2011/2012 mamy już prawie rozpoczęty.
Najpierw są chwile emocji wywołane korzystaniem z elektronicznego systemu ewidencji i rekrutacji. Przygody z samym systemem opisałam rok temu - trzeba działać błyskawicznie, aby nie zostać wylogowanym w trakcie podejmowania decyzji ;) Dumnie chwalę się, że po ubiegłorocznych doświadczeniach tej wiosny problemów nie miałam - przynajmniej z zapisem przedszkolaka.
Gorzej było z sześcio/siedmiolatkiem, którego system w ogóle nie odnalazł w swojej bazie danych, a to dlatego, że młody juz "za stary" był, a ja niepotrzebnie go tam szukałam. Oświecono mnie w szkole - pierwszaki po "zerówce" zapisuje się "na piechotę". To takie urozmaicenie dla rodziców - dziecko niby w bazie danych jest, ale system go nie wykrywa, a rodzice muszą pofatygować się do wybranej szkoły, nawet jeśli junior kontynuuje w niej naukę, ponieważ "z automatu" nie przechodzi do pierwszej klasy. W każdym razie - sprawy pierwszoklasisty też w miarę szybko zostały załatwione, zwłaszcza te ewidencyjne. Po drodze mielismy jeszcze badanie dojrzałości szkolnej, podpisywanie kart pracy i testów diagnostycznych naszego sześcioipółlatka i wizytę w poradni pedagogiczno-psychologicznej, która wbrew obawom, okazała się bardzo sympatyczna. Skąd obawy? Cóż, jeżeli dziecię rysuje kilkudziesięciopalczaste stwory (wcielenia BenTena - dorośli oglądający kreskówki wspólnie z dziećmi na pewno wiedzą, o co chodzi - pozostałym wyjaśnić należy, iż rzeczony Ben Ten to dziesięciolatek obdarzony "zegarkiem" - omnitriksem, umożliwiającym przekształcanie się w różnego rodzaju potwory pomagające zwalczyć zagrażające naszej cywilizacji siły zła) lub dziewczynki i chłopców różniących się wyłącznie kolorem ubrania ( a nie długością włosów czy strojami ewidentnie determinujacymi przynależność do konkretnej płci), to nauczyciel ma poważne zastrzeżenia, czy aby na pewno taki młody człowiek rozwija się normalnie. Ja, obserwując własne dziecko (piąte z kolei) takich zastrzeżeń nie miałam. Pani psycholog w poradni na szczęście też nie ;)
Pod koniec kwietnia przyszła kolej na szóstoklasistę. Nauka samodzielności, logowanie do systemu (jego też wylogował, hi, hi), wybór przyszłej szkoły, rajd po gimnazjach i wrażenia z dni otwartych - w sumie dużo ciekawych rzeczy. No i udało się. Podania złożone - i te wygenerowane elektronicznie i te, gdzie do szkół nie objętych śródmiejskim systemem rekrutacji, trzeba było pofatygować się osobiście.
Ze spokojem mogę uznać, że rok szkolny 2011/2012 mamy już prawie rozpoczęty.
Komentarze
Prześlij komentarz