Płonie ognisko w kuchni - czyli kruche ciasteczka

To było zwyczajne popołudnie. Najstarsza postanowiła urozmaicić je wypiekiem kruchych ciasteczek. Mnie dopadła gorączka i ból głowy, więc siedziałam zawinięta w koc i przymknęłam na chwilę oczy.
Z drzemki wyrwał mnie krzyk młodszej:
- Mamo, mamo, w kuchni się pali!
W mgnieniu oka znalazłam się w kuchni, gdzie najstarsza w panice próbowała zdawać mi relację z wydarzeń, ponieważ pożaru jako takiego nie było widać, mimo faktu, że od kuchni biło dziwne ciepełko, natomiast zza niej wydobywał się coraz gęstszy i coraz bardziej widoczny dym. W piekarniku nie palił się gaz, ale pod nim, pod jego ażurowym dnem, niewidoczny z boku, rzucający pomarańczowe światło na podłogę rozwijał się niewielki płomień.
- Dajcie wodę w misce, szybko - zawołałam do chłopców, którzy zbiegli się, blokując dojście do łazienki.
Dostałam wiadro od mopa z wodą z płynem przygotowaną do umycia podłogi. Ciekawscy stali w drzwiach kuchni, gdy ja oceniałam sytuację: wydawało się, że lekko pochyła podłoga pozwoli wodzie idealnie spłynąć pod kuchnią gasząc ogień. Ale czy rozcieńczony płyn do mycia podłóg jest łatwopalny? Tego nie wiedziałam, lecz zakładałam, że nie.
Szybki chlust zawartości wiadra za kuchnię szybko mnie przekonał, że założenie było słuszne. Pożar został ugaszony. Ale skąd się wziął? Do czasu ustalenia przyczyn zakręciłam zawór gazu, zadzwoniłam do męża z informacją, że obiadu dziś nie będzie,  a następnie posprzątałam kuchnię.

Gdy usiadłam na kanapie, zdałam sobie sprawę, że minęły 3, może 4 minuty. Chciało mi się pić, ale gdy sięgnęłam po szklankę z wodą, spostrzegłam, że ręce trzęsły mi się tak, że nie mogłam jej utrzymać. Musiało minąć kilka dobrych chwil, zanim wszystko wróciło do normy.

Wprawdzie najstarsza, zdenerwowana, zamknęła się potem w pokoju, odgrażając się, że już nigdy żadnych ciastek nie będzie piekła, ale młodsi z tej gorącej przygody wynieśli jedno: nawet w domu może być niebezpiecznie. Nastapił drobny wykład z zasad "p.poż.".  Najstarszym wskazałam miejsca zaworów wody, gazu i wyłącznik prądu.

Podczas ubiegłorocznej powodzi z humorem traktowaliśmy zalecenia o przeprowadzeniu w domu próbnej ewakuacji. Drobny pożar w kuchni uzmysłowił mi, że pewne zasady bezpieczeństwa w sytuacjach ekstremalnych powinni znać wszyscy domownicy.

Najstarsza znów piecze ciasteczka. Już nie wrzuca zapałek w otwór służący do zapalania gazu w piekarniku. To one, zgromadzone w mały stosik zapłonęły tego pamiętnego dnia jak ognisko - na szczęście nie była to usterka kuchni, przebity przewód gazowy, ani nic z groźnych rzeczy.

Komentarze

  1. Dobrze, że udało się uniknąć poważniejszych następstw pożaru :) Bardzo ciekawie opisana historia.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jeszcze jeden żonkil, czyli ... gdybym znała Kadisz

W rankingu

Inny świat